Prowokacyjny tytuł to nawiązanie do podtytułu książki “Maxima Culpa” Ekke Overbeeka, będącej w istocie świętą księgą polskich liberalnych antyklerykałów ostatnimi dniami. Z drugiej strony, rzeczywiście z całą odpowiedzialnością za swoje słowa, uważam jego wiedzę w przedstawianych tematach za zbyt mało przełomową, żeby poświęcać temu cały dokument, jak uczynili to redaktorzy TVN-u. Skoro jednak materiał wypuścili dekorując go emocjonalną ścieżką dźwiękową oraz reżyserskimi przejściami mającymi nadać odpowiednią powagę, co na marginesie im całkiem wyszło, warto się do tego odnieść. Zasadne jest pytanie o to, o czym Karol Wojtyła powinien, jak się domyślam, nie wiedzieć albo co, jak rozumiem, miał zrobić, gdy tę wiedzę chcąc nie chcąc uzyskał. Przywołując perspektywę losowego wyższego szczeblem hierarchy duchownego wiedza jest w gruncie rzeczy czymś niezbędnym do podejmowania decyzji, choć słynna i memiczna wypowiedź Janusza Korwin-Mikkego może sugerować, że i z niewiedzą może dojść do wielkich tragedii. Nic więc dziwnego, że biskup i metropolita Karol Wojtyła był informowany o tym, co działo się w jego diecezji. Okres, który jest przedmiotem reportażu “Franciszkańska 3”, wywołującego dyskusję o biskupie i metropolicie Wojtyle to lata głębokiego komunizmu. Wiedza o widełkach czasowych nie tylko jest powszechna, ale i oczywista ze względu chociażby na uzyskanie materiałów do dokumentu. Sam okres nie wzbudza jednak szerszej dyskusji. A szkoda, bo powinien. Warto przypomnieć tym, którzy zapomnieli o istotnym fakcie, że w tym okresie każda odgórna i istotna decyzja Kościoła była kierowana politycznie, a kler musiał zręcznie lawirować pomiędzy inwigilacją i działaniami bezpieki a Prawdą i głoszeniem Słowa Bożego. W związku z tym, nie pozostawało żadnej wątpliwości, że każda decyzja mogła zatrząść i zniszczyć zarówno Kościół katolicki, jak i w dalszej części ludzi z Kościołem związanych. W pamiętnikach kardynała Wyszyńskiego świetnie zobrazowane są te codzienne zmagania i kunszt polityczny, którego efektem końcowym, w dużym uproszczeniu, był rozwój Solidarności i przełamanie komunistycznego reżimu. Proces podejmowania decyzji w Kościele tamtych czasów był głęboko izolowany od czynnika państwowego, a prawo wówczas funkcjonujące nie tylko nie współgrało z życiem Kościoła jak jest to mniej lub bardziej obecnie, ale było instrumentem wykorzystywanym wrogo. Wyobraźmy sobie na potrzeby chwili scenariusz wcale nie abstrakcyjny, w którym aparatowi państwowemu udaje się przekonać społeczeństwo do nienawiści wobec jednej z grup społecznych jakimi są księża, tak jak dzieje się to obecnie. W rzeczywistości efektem tego byłoby w najlepszym razie przejęcie i instrumentalizacja przez państwo i totalny serwilizm Kościoła ale, co bardziej prawdopodobne, jeszcze silniejsze prześladowania. Kościół katolicki był przeciwnikiem politycznym władz PRL-u przede wszystkim dlatego, że uwiarygadniał swoją pozycję przez setki lat, był głęboko zakorzeniony w świadomości społecznej i nie dało się go zniszczyć tanią, nachalną propagandą jak w przypadku Żołnierzy Wyklętych, których wystarczyło przedstawić jako “leśnych bandytów”. W związku z tym szereg błędów mógł zniszczyć totalnie ogromną prawdziwie opozycyjną instytucję w Polsce lat sześćdziesiątych – Kościół. Przejdźmy do rzekomej “winy” Karola Wojtyły, ówczesnego biskupa, a później metropolity krakowskiego. Winą, którą obarcza się papieża-Polaka jest niemal wyłącznie bezradność, o czym świadczą nawet przytoczone w rzeczonym dokumencie TVN-u cytaty jego wypowiedzi: “nie wiem, co mam z tym zrobić”. Sytuacja beznadziejna, w której biskupowi Wojtyle przyszło funkcjonować opierała się na dylemacie: pozostawić sprawę nierozwiązaną czy… no właśnie co? Współczesne media i publicyści chciałyby, żeby sprawę w tamtych czasach nagłośnić? Donieść do SB na złych księży? Czy po prostu wyrzucić osoby, wobec których ISTNIEJĄ podejrzenia? Czy fakt przekazania biskupowi miejsca informacji o zbrodni jest dowodem w sprawie? Czy może istnieje fundamentalne dla naszej cywilizacji domniemanie niewinności? Zasadniczo ówczesnemu metropolicie mogło zabraknąć determinacji i pomysłów na rozwiązanie problemów, ale może też i czasu i możliwości, bo jak można się domyśleć, dochodzące pogłoski o nadużyciach w jego diecezji nie były jednymi problemami, a tym bardziej zagadnieniami, które absorbował jego uwagę. Oskarżenia wysuwane na podstawie wspomnianego reportażu wobec papieża Polaka można zdefiniować równie dobrze w sposób następujący: stał przed wieloma dylematami i nie zawsze podejmował wystarczająco dobre decyzje. Dokument o kimkolwiek innym, w jakkolwiek innych warunkach politycznych byłby pozbawiony uwagi opinii społecznej. Nie bez przyczyny wypuszczono reportaż w roku wyborczym, choć po wstępnej reakcji katolików można dostrzec, że bezskuteczny jest to manewr. Warto w końcu głośno zadać szeroko tytułowe pytanie: Karol Wojtyła wiedział i co w związku z tym? Więcej materiałów autora tutaj. Nawigacja wpisu Wielka Gra o Arktykę. Jaka po wojnie na Ukrainie? Rozmowy bez recepty: Duży problem – mikroplastik