Polskę kilka dni temu obiegła informacja o kolejnym zgonie ciężarnej kobiety. Pomimo apelu rodziny zmarłej, by nie komentować jej publicznie i pozwolić specjalistom na ustalenie, co doprowadziło do jej śmierci, środowiska proaborcyjne – jak zawsze w podobnych sytuacjach – wydały już wyrok. Winne jest prawo antyaborcyjne oraz lekarze, którzy rzekomo mają chcieć do tak tragicznego zakończenia doprowadzać. „Przestańcie nas zabijać” to hasło, które obiega social media i wywołało reakcję oficjalnych przedstawicieli medyków. W tym wszystkim zapomina się jednak o najważniejszej kwestii: czy aborcja naprawdę może uratować życie, czy jednak jest to puste hasło mające przyzwyczajać społeczeństwo do niej?

Narracja z góry ustalona

Nim przejdę do rozważań, zwrócę uwagę na kwestię narracyjną. Do tego, że środowiska lewicowe przedstawiają aborcję jako dobro, a jakiekolwiek ograniczenie dostępu do niej jako zamach na „prawa kobiet” i „wolność”, na pewien sposób zdążyliśmy się przyzwyczaić. Zauważmy jednak, że każdy zgon kobiety w ciąży, który oczywiście jest ogromną, niewypowiedzianą tragedią, jest przez nie zagarniany i stawiany jako przykład zła prawa antyaborcyjnego. Dzieje się tak jednak od października 2020 roku i pamiętnych protestów. Wcześniejsze zgony, które od lat utrzymują się na podobnym poziomie kilku rocznie – znacznie niższym, niż we Francji czy Niemczech, gdzie aborcja jest znacznie szerzej dostępna – nie były tak szeroko komentowane. Trudno nie dojść do wniosku, że wspomnianym grupom nie zależy na dobru kobiet, a na przekonaniu opinii publicznej, że właśnie ich przekonania są tymi właściwymi – a życie i śmierć to tematy tak nośne, że uwagę szerokich mas mają w kieszeni. Do tego emocjonalna narracja, przedstawienie się jako ofiary i współczucie osób niezaznajomiomych z tematem powodują, że coraz więcej osób jest szczerze przekonanych, że ciąża jest stanem zagrożenia życia, a nie fizjologicznym, choć z możliwymi komplikacjami.

Powikłana ciąża to temat niezwykle delikatny i złożony. Jednocześnie przedstawienie jej przez proaborcjonistów jest wręcz banalny: cokolwiek dzieje się nie tak – abortować, jak najszybciej! Przedstawiając go w czarno-białych barwach można powiedzieć, że krzywdzą osiągnięcia współczesnej ginekologii i położnictwa. Rzadko kiedy się bowiem zdarza, że sytuacja ciężarnej jest tak bardzo poważna, że konieczne jest przedwczesne zakończenie ciąży – czy to przez wywołanie poronienia, czy porodu przedwczesnego. Nie bez przyczyny nauka do zostania położnikiem jest długa: sześć lat studiów medycznych, rok stażu podyplomowego, pięć lat szkolenia specjalizacyjnego (podczas którego leczy już pacjentki), dalsze doszkalanie się, możliwość korzystania z wiedzy i doświadczenia starszych lekarzy. W trwającym obecnie konflikcie, którego siła zwiększa się każdego dnia, padają bardzo kategoryczne stwierdzenia z ust osób, które na co dzień nie zajmują się leczeniem, a przepychaniem proaborcyjnej narracji. Kto na postępowaniu w tak trudnych, jednostkowych sytuacjach zna się lepiej – można odpowiedzieć sobie samemu.

Kiedy nie ma innego wyboru

Mimo tego, że obecnie zdecydowana większość ciąż przebiega prawidłowo, a stany, które kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu skończyłyby się tragicznie dla matki, dziecka lub obojga dziś są często bez problemu wyleczalne, to są sytuacje, kiedy przedwczesne przerwanie ciąży jest konieczne. Jednym z nich jest poważnie nadciśnienie tętnicze, które nie reaguje na leczenie. Mogło istnieć przed ciążą, a podczas niej ulec zaostrzeniu (co w warunkach prawidłowych nie powinno mieć miejsca, w II trymestrze wręcz się obniża), albo pojawić się dopiero wtedy. Czy to jednak znaczy, że samo zaistnienie wyższego ciśnienia tętniczego to wskazanie do aborcji? W żadnym razie. Można je kontrolować, przyjmując leki, które są bezpieczne i dla matki, i dla płodu. Nawet, gdy podwyższenie go jest bardzo duże, najczęściej udaje się je obniżyć, a przedwczesne zakończenie ciąży jest ostatecznością. Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku nadciśnienia płucnego – choroby, gdy ciśnienie krwi w płucach jest zbyt wysokie, co skutkuje dusznością, bólem w klatce piersiowej i obrzękami. Ciąża jest dużym wysiłkiem dla organizmu, a gdy płuca od samego jej początku muszą wykonać większą pracę, by zaopatrzyć organizm w tlen i usunąć dwutlenek węgla, może się okazać, że dojdzie do niewydolności oddechowej. Kolejną grupą chorób są te dotyczące samego serca: kardiomiopatie (choroby ścian serca, które powodują jego nieprawidłową budowę i działanie), choroby zastawek serca (czyli struktur zapewniających przepływ krwi w jedną stronę – w warunkach prawidłowych nie może się cofać) albo choroba wieńcowa (czyli gdy zwężone lub zablokowane są naczynia, które odżywiają serce). Powstaje wówczas niewydolność serca, która może być nawet zagrożeniem życia. Co jednak ważne, to choroby dotykające głównie ludzi starszych, a kobiety na nie chorujące wiedzą, że w ich sytuacji bezpieczniejsze będzie niezachodzenie w ciążę.

Osobną sytuacją są nowotworowy. Połączenie ogromnej radości z macierzyństwa z tragedią tej choroby to temat niezwykle delikatny, który na szczęście zdarza się rzadko. Wiele z leków używanych w onkologii mają działanie teratogenne, czyli uszkadzające płód. Wynika to z tego, że są wycelowane w szybko dzielące się komórki – taką cechę wykazują właśnie komórki nowotworowe, ale również dziecka. Na szczęście dysponujemy obecnie nowymi lekami, które nie działają tak szeroko, a docierają tylko do tego miejsca, które chcemy zniszczyć. Można porównać to do ostrzału artyleryjskiego całej wioski, by trafić tylko w budynek, gdzie przebywa dowódca wrogiego oddziału – lub wysłanie jednego, precyzyjnego drona właśnie w ten dom. Nie zawsze jest to możliwe, jednak z całą pewnością nie można stwierdzić, że diagnoza nowotworu jest równoznaczna z koniecznością przedwczesnego zakończenia ciąży – przy świadomości, że leki te mogą być mimo wszystko dla dziecka niebezpieczne.

Bezwodzie, zakażenie i przedwczesne pęknięcie błon płodowych to terminy, które się przewijają w sprawach śmierci ciężarnych w ostatnich latach. Nie zawsze, ale czasem są wskazaniem do szybszego zakończenia ciąży. Mimo wrażenia kreowanego przez niektóre media, że są to problemy powszechne, zdarzają się naprawdę rzadko. Przykładowo jedynie 1% przedwczesnego pęknięcia błon płodowych (co nie zawsze skutkuje porodem) ma miejsce przed 24 tygodniem ciąży, a więc kończy się poronieniem – ten tydzień jest granicą właśnie między poronieniem a porodem przedwczesnym. Co ciekawe, jeśli nie doszło do zakażenia, można podać antybiotyki, by w ten sposób bezpiecznie opóźnić termin porodu i dać dziecku czas na dojrzenie. Zakażenie w ciąży to również bardzo delikatny problem, gdzie znów nie ma równoznaczności z przerwaniem jej. Współczesna medycyna dysponuje szerokim wachlarzem możliwości, przede wszystkich antybiotykach, lekach przeciwwirusowych czy przeciwgrzybicznych. Zdarza się jednak, że obciążenie organizmu ciążą oraz jednoczesnym zakażeniem jest tak duże, a leczenie nieskuteczne, że trzeba podjąć trudną decyzję o tym, by dziecko opuściło łono matki.

Choć wszystkie te sytuacje mogą brzmieć przerażająco, należy pamiętać, że zdarzają się naprawdę rzadko. Opieka ginekologiczno-położnicza w Polsce jest na ogół dobra, ciężarna często widzi się z lekarzem i położną. Do tego odstępstwa od stanu prawidłowego zapalają czerwoną lampkę, świadomość poważności stanu, jakim jest opieka nad co najmniej dwoma osobami naraz rzadko powoduje zignorowanie czy przekonanie, że „to przejdzie” – o ile rzeczywiście wymaga to interwencji. Nie piszę tego z naiwnego przekonania o nieskalaności środowiska medycznego, a dlatego, że groźba pozwów sądowych, które mogą skończyć się zabraniem prawa do wykonywania zawodu i wielotysięcznymi karami bardzo wyostrza wrażliwość na odstępstwa od normy. Niestety, jak wiele osób wie z doświadczenia czy to swojego, czy rodziny i znajomych – zdarzają się takie sytuacje, kiedy to jednak skargi są ignorowane, prośby pomijane, a informacje albo nieprzekazywane, albo jest to robione w sposób bardzo okrojony czy niezrozumiały dla człowieka nieobytego z medycznym żargonem. Rodzi to bardzo przykre sytuacje, które na żaden sposób nie mogą mieć miejsca – a niestety, jak wiadomo, wcale nie minęły wraz z wejściem w XXI wiek.

Gdzie tu moralność?

Na koniec pozostała kwestia etyczna. W świetle katolickiej nauki społecznej (a także biologii, o czym pisałam w tym artykule) czy to zarodek, czy płód jest człowiekiem i przysługują mu wszystkie prawa, w tym podstawowe, jakim jest prawo do życia. Celowe, przedwczesne zakończenie ciąży, szczególnie przed momentem, kiedy dziecko ma szansę przeżyć poza organizmem matki, jest kontrowersyjne. KNS mówi jednak, że gdy mamy do czynienia z sytuacją graniczną, gdzie mamy do wyboru albo uratować choć jedno życie – matki – to poświęcenie życia dziecka nie jest moralnie złe. Różni się zasadniczo od aborcji mającej tylko na celu przerwanie ciąży, a jak wiemy ze światowych statystyk właśnie powód „bo nie chcę tej ciąży” jest główną jej przyczyną. Choć środowiska proaborcyjne robią wszystko, by upowszechnić narrację, że właśnie taki motyw jest tym właściwym, dehumanizując nienarodzonego człowieka, a matkę ograniczając do „żywego inkubatora”, ich prymitywna wściekłość zraża do siebie coraz więcej osób, które dostrzegają piękno życia i rodzicielstwa. Żywię głęboką nadzieję, że sytuacje, kiedy konieczne jest przedwczesne zakończenie ciąży wraz z rozwojem medycyny odejdą w niepamięć, a bycie za tak zwanym wyborem stanie się synonimem osoby bez wiedzy oraz ogłady.

By Agata Leszczak

Lekarz medycyny, miłośniczka gór, kolarstwa i literatury, szczególnie historycznej