Większość ludzi przywykła już do występujących mniej więcej co dekadę kryzysów finansowych. Profesjonalni, jak i hobbystyczni badacze rynków i ekonomii dopatrują się wielu przyczyn takiego stanu rzeczy: brak pokrycia waluty w surowcu (np. metalach szlachetnych) od początku lat 70. XX wieku, postępująca od lat 80. XX wieku finansjalizacja gospodarek i wynikająca z niej postępująca spekulacja, sztucznie zaniżane stopy procentowe prowadzące do “przegrzania” gospodarki, czy system rezerwy cząstkowej pozwalający instytucjom finansowym na “pomaganie” bankom centralnym w kreacji pustego pieniądza. Wszystkie te, a i pewnie więcej czynników (jak to w ekonomii bywa) wpływają na pogarszający się stan gospodarek na całym świecie. Obecny kryzys, który de facto rozpoczął się z końcem roku 2019 wraz zachwianiem się rynku repo, zdawał się być rozciągnięty w czasie. Oliwy do ognia bez wątpienia dolały lockdowny. W ciągu ostatnich lat zamykały się kolejne firmy, często te mniejsze (tzw. MiŚie: małe i średnie firmy, będące podstawą realnej gospodarki), ale okazjonalnie i większe. O nadchodzącym kryzysie pisałem już w innym artykule zaznaczając, że takie kryzysy nie rozpoczynają się z dnia na dzień, i już miesiące (a nawet czasem lata) wcześniej można dostrzec sygnały zapowiadające nadchodzącą tragedię gospodarczą. Jednak w ciągu ostatnich kilku dni czas zdaje się przyspieszać. Kilka amerykańskich banków ogłosiło upadłość, a kolejne doświadczają masywnych spadków na giełdach. Nie możemy mieć pewności, że w następnych tygodniach będziemy słyszeć o kolejnych. Najpierw przypomnijmy sobie jak kryzys rozwijał się w roku 2008. Kryzys roku 2008 Pierwszą zapowiedzią poprzedniego kryzysu były spadki cen nieruchomości w 2006 roku, wynikające z przyznawania pożyczek tzw. ninja (no income, no job, no assets), czyli osobom które nie powinny ich otrzymać. Pożyczki te zabezpieczane były przez tzw. CDO (Collaterised Debt Obligation), czy raczej CDC (Credit Defatult Swap). Nie wchodźmy w szczegóły, gdyż dziś przyczyny kryzysu są zgoła inne. Zajmijmy się tym, jak “zły kredyt” wpłynął na instytucje go finansujące, czyli banki, oraz te, które liczyły na łatwe wzrosty, czyli np. ubezpieczycieli. Już w 2007 roku Bank Anglii ratował bank Northern Rock (w kolejnych etapach kryzysu ostatecznie znacjonalizowany) – mniejszą instytucję, której problemy – podobnie jak dziś – były dopiero zapowiedzią tego, co miało nadejść. Gdy istotnie zaczęły spadać rynkowe ceny wspomnianych CDC, gigant ubezpieczeniowy AIG (ale także inne, mniej znane instytucje jak MBIA i Ambac) nie był w stanie spłacać roszczeń z nimi związanych, tracąc płynność finansową. Reakcja banków, które spodziewały się, że będą musiały spłacać te roszczenia skutkowała czymś podobnym do kryzysu repo z 2019 roku – banki, tracąc zaufanie, przestały pożyczać sobie nawzajem pieniądze (tzw. credit crunch). Przyjmuje się, że początkiem kryzysu był upadek ogromnych instytucji finansowych: Merrill Lynch, Bear Sterns i Lehmann Brothers. Jednak jeszcze w marcu 2008 FED rozpoczął wsparcie bankrutujących dilerów obligacji, zaś w lipcu 2008 załamał się bank IndyMac, po czym został znacjonalizowany. Od września 2008 roku, Bank Rezerwy Federalnej wstrzyknął do systemu finansowego najpierw 200 a później 700 miliardów dolarów. Wtedy były to sumy niespotykane, jednak w porównaniu z zastrzykami finansowymi ostatnich kilku lat raczej niewielkie. Pomimo szeroko zakrojonej akcji bail-outowej, w październiku załamywały się rynki. Banki centralne ratowały takiego giganta jak Lloyds (i należące do jego grupy HBOS czy TSB), a ubezpieczyciele kredytów nieruchomości Fannie Mae i Freddie Mac zostali de facto znacjonalizowani. Z końcem roku bail-outów wymagają korporacje niemal w ogóle nie związane z branżą nieruchomości: GM, Chrystler, Ford. Merrill Lynch został przejęty przez Bank of America. Kryzys rozlewał się na coraz wyższe instancje. Już w 2010 roku zaś miały miejsce bailouty państw: Grecji i Irlandii. Jak to wszystko ma się do obecnej sytuacji? Długi kryzys 2019 – dziś Zostawmy kryzys repo i konsekwencje lockdownów. Obecnie, pomimo wciąż podnoszonych – w imię walki z inflacją – stóp procentowych, banki mają problemy z płynnością finansową. Zależnie od instytucji, powody tego mogą być różne. Podobnie jak w 2008 roku, upadki zaczynają się od najmniejszych firm i instytucji. Bankructwa małych firm trwa już od kilku lat. Wygląda na to, że nadszedł czas na większe rynki. Zeszły rok został zamknięty dużymi spadkami giełdy, i jeszcze większymi spadkami o wiele mniejszego rynku, czyli kryptowalut. Pierwsze znaki na niebie zauważyć można było jeszcze właśnie w zeszłym roku, kiedy zbankrutował kryptowalutowy FTX. W styczniu b.r. Silvergate – bank kryptowalut – stracił 8 miliardów dolarów ze względu na masowe wycofywanie się inwestorów z tego rynku. Dokładnie dwa miesiące później (środa, 8 marca – tydzień temu), Silvergate ogłosił zamknięcie. W piątek, 10 marca, bankructwo ogłosił Silicon Valley Bank (SVB), “bank dla startupów”, czyli również dla mniejszych niż większych firm. Brytyjska odnoga Sillicon Valley Bank została przejęta za jednego funta przez giganta HSBC. Podobnie jak przed kryzysem 2008 roku, SVB zainwestował w papiery wartościowe, których wartość rynkowa spadała. Obie instytucje utraciły płynność ze względu na ucieczkę inwestorów ze swoimi funduszami, co powodowane jest niestabilną sytuacją rynkową. Choć jeszcze wczoraj (niedziela, 12 marca) dochodziły od nas głosy, że nie będzie bail-outu SVB, być może zamknięcie Signature Bank, oraz spadek cen akcji banków przekonał FED o zmianie kursu (jeszcze w weekend, przed otwarciem sesji były wysokie, a po jej otwarciu dziś są jeszcze wyższe!): First Republic o niemal 66%, Western Alliance o 75%, o 46% banku Pacific West Bank of Hawaii o 10% Customers Bancorp o 54% Zions Bancorp o 44% Bank of Hawaii o 42% Comerica o 39% East West Bancorp o 32% Jeszcze w niedzielę, tego samego dnia przez nowojorskich regulatorów przekonał FED do zmiany zdania w ciągu kilku godzin. Teraz FED przedstawił plan rocznych pożyczek dla banków, którym brakuje płynności, czyli de facto FED stworzył nowy plan bail-outowy dla załamujących się rynków finansowych (nazwany Bank Term Funding Program) – być może odraczając ciążący na nich wyrok. Rys. 1. Spadki cen akcji (głównie banków) przed otwarciem sesji. Dziś (poniedziałek, 13 marca) mamy do czynienia z masową wyprzedażą akcji banków na całym świecie – także w Polsce. Commerzbank i Credit Suisse spadły o ok. 10%, spadł nawet HSBC o 3,5%, który dopiero co przejął brytyjską odnogę SVB. O do 5% spadały także akcje banków polskich. Nie powinno to dziwić, jeśli się pamięta o tym, jak bardzo połączone są rynki finansowe na całym świecie. Podsumowanie Gołym okiem już widać, że kryzys przyspiesza, obecnie dotykając głównie mniejszych, czy lokalnych instytucji finansowych, Jednak, podobnie jak w 2008 roku, może on zacząć “wspinać” się na wyższe poziomy – silnie dotykając globalne banki, czy nawet państwa, podobnie jak miało to miejsce w trakcie kryzysu roku 2008. “Dowodem” (proszę go jednak traktować z przymrużeniem oka) na to może być opinia Jima Cramera, wieloletniego komentatora giełdowego ze stacji telewizyjnej CNBC, który znany jest z tego, że często gdy chwali akcje jakiejś spółki, to już niebawem dotykają je silne spadki lub bankructwa. Rys. 2. Zrzut ekranu z Twittera Jima Cramera. Twit Cramera mówi “JP Morgan jest fortecą”. Nawigacja wpisu Rozmowy bez recepty: Duży problem – mikroplastik Jakub Nawrot: Wrogie przejęcie lewicy