źródło: Wikimedia Commons

Luddyzm, czyli brytyjski ruch społeczny niszczący maszyny tkackie w walce z Rewolucją Przemysłową, jest martwy od dwóch wieków. Luddystyczny sposób myślenia, sprowadzający się do walki z objawami postępu technologicznego w celu ochrony starego sposobu życia, jest jednak nadal dostrzegalny. Chociaż ponosi porażkę za porażką, od dwóch wieków wabi do siebie prostą odpowiedzią na trudne pytanie. Właśnie dlatego jego odrzucenie jest konieczne, by móc efektywnie walczyć o swoje przekonania.

Ilustracja obrazująca Ned Ludda prowadzącego ludzi do rewolucji wymierzonej w maszyny tkackie

W 1779 powodowany silnymi emocjami Ned Ludd zniszczył dwa krosna tkackie. Ten akt buntu, opisany w lokalnych gazetach, pozwolił mu użyczyć swojego nazwiska powstałemu trzy dekady później brytyjskiemu ruchowi luddystów. I chociaż sam Ned to postać fikcyjna, kaczka dziennikarska, to właśnie jego dane otrzymała policja, pytając o napastnika niszczącego kolejne przemysłowe tkalnie północnej Anglii.

A było co niszczyć. U progu XIX wieku przyśpieszająca Rewolucja Przemysłowa pozwoliła na tanią i masową produkcję tkanin. W efekcie tkacze, rzemieślnicy i chałupnicy tracili pracę, zastępowani przez fabryki zatrudniające szeroko dostępną, niewykwalifikowaną siłę roboczą. Warunki w przemyśle i na roli były złe, a postęp industrializacji pozwalał na kolejne zwolnienia pracowników i obniżki pensji. Niedawno zakończone Wojny Napoleońskie zostały wprawdzie przez Wielką Brytanię wygrane, cóż z tego, skoro wymusiły na mieszkańcach stale uwikłanego w walkę Albionu wiele wyrzeczeń, a ich zakończenie nie przyniosło znaczącej poprawy losu klasy niższej. W odpowiedzi, poza spodziewaną większą samoorganizacją i spółdzielczością, przegrani wielkich przemian zawiązali tajny Ruch Luddystów.

Ich strategia była prosta: atakowali w grupie, z zaskoczenia i w nocy, niszcząc obiekty przemysłowe oraz napastując handlowców i polityków. Koncentrowali się na znienawidzonych maszynach tkackich, które zabierając im pracę, skazywały na życie w nędzy. Nigdy nie wykształcili scentralizowanego dowództwa ani żądań politycznych, do końca pozostając ruchem nomen omen ludowym. Toteż w walce z profesjonalną armią oraz aparatem państwowym musieli ustąpić. Zdecydowane działania rządu, w tym wprowadzenie przepisów wymierzonych stricte w grupę oraz pokazowe procesy przyniosły polityczny koniec temu oryginalnemu ugrupowaniu.

W mainstreamie przetrwali jako synonim bezmyślnego ruchu oporu przed postępem techniki oraz szerzej, przed Zmianami oraz nadejściem Nowego. To okrutny opis. Bo cóż poza buntem pozostało rzemieślnikowi ery industrialnej? Od zawsze pracował przecież tak samo, aż nagle został zastąpiony przez bezduszną maszynę. Jego motywacja nie jest jednak dzisiaj ważna. Ruch luddystów upadł, a historię zawsze pisali zwycięscy.

Skoro luddyzm umarł na początku XIX wieku, po co wspominać o nim dwa stulecia później? Gdyż wielu ludzi niezadowolonych z kierunku, w którym zmierza świat, jest luddystami, a to zasadniczy błąd. Oczywiście nie w sferze estetyki czy propagandy, tam luddyzm odnosi sukcesy, choćby jako liczne, radykalne i naiwne ruchy ekologiczne. Stronnicy Ludda przegrali walkowerem w wyścigu technologicznym, a tym samym nie mieli szans w walce ekonomicznej i politycznej. Na tym samym polu i z tych samych powodów muszą ponieść porażkę wszyscy ich współcześni naśladowcy.

W konfrontacji przewaga jest po stronie dysponującej nowocześniejszą technologią. Duch, wiara czy dyscyplina są ważne, jednak przy zachowaniu równowagi, każdy obstawi stronę dysponującą nowszymi karabinami. Afganistan to wyjątek, normą jest Irak. Równocześnie postęp technologiczny w przewidywalnej przyszłości będzie tylko przyspieszał. Jest on jednak selektywny, najnowsze osiągnięcia będą ograniczane do nielicznych, najbardziej rozwiniętych krajów i grup, reszta może liczyć na rolę konsumentów i montowni. Dodatkowo jesteśmy świadomi zbliżających się konfrontacji na licznych poziomach: od globalnego, powiązanego ze wzrostem Chin, po lokalno-kulturowy, związany z ciągłymi atakami grup lewicowo-postępowych. Połączenie powyższych faktów pozwala wysnuć tylko jeden wniosek. Kto chce wygrać, musi zdobyć przewagę technologiczną. Kto chce tylko trwać, przegra.

Nie jest to sytuacja nowa, podobnego problemu doświadczyły kraje wprawdzie cywilizowane, ale technicznie zapóźnione w momencie kontaktu z euro-amerykańskim kolonializmem. Indie i Afryka przekonały się, że nawet najlepsza włócznia przegra z gwintowanym karabinem. Japonia dobitnie pokazała, że izolacjonizm to w istocie zamykanie oczu na problemy. Dopiero przyspieszona modernizacja wymuszona losem rozbieranych Chin pozwoliła jej uzyskać status równego gracza na arenie międzynarodowej.

Czyli chodzi tylko o nowsze czołgi na wypadek wojny z Rosją? Niestety nie, nowoczesne konflikty nie kończą się na polach bitew. CocaCola i kolorowe magazyny zabolały ZSRR bardziej niż Stingery przekazywane afgańskim bojownikom. Kultura masowa i wydolna gospodarka pozwoliły USA pokonać komunistyczne imperium bez wielkiej wojny i bombardowań. Ich znaczenie w ostatnich latach wzrosło jeszcze bardziej. Nasze pokolenie widzi kulturowe trzęsienie ziemi dokonane w ostatniej dekadzie przez media społecznościowe i usługi streamingowe w rękach rewolucji ideologicznej.

Wszelkie próby usuwania, blokowania czy zakazywania tych narzędzi są równie szlachetne i naiwne co walka luddystów z maszynami. Oczywiście, na chwilę pomogą, jak zakaz dystrybucji zachodnich mediów w PRL. Jednak próba wygrania przez zniszczenie narzędzi wroga, powstałych dzięki wyprzedzającemu nas postępowi technologicznemu, jest skazana na porażkę. Przewaga dotyczy nie tylko dziedzin ściśle technicznych, jak systemy informatyczne pozwalające na stworzenie Facebooka czy TikToka, ale również propagandy i psychologii, manipulując użytkownikami tych platform. Walka z oligopolem mediów społecznościowych byłaby walką z rzeszami wiernych im klientów, buntującymi się przeciwko ograniczaniu ich dostępu do ulubionych serwisów. Zakazanie Ubera jako firmy żerującej na dorywczych pracownikach skutkowałoby walką z klientami przyzwyczajonymi do jego relatywnie tanich usług.

Jedynym rozwiązaniem wydaje się wykorzystanie istniejących technologii, ich przyjęcie i dalszy rozwój. Jeśli nie można zamknąć oczu na istnienie państw i korporacji dominujących dzięki zaawansowanej technice, należy wykorzystać ją do swoich potrzeb. Na tym właśnie polega zasadnicze zerwanie z duchem luddyzmu, który stara się cofnąć wskazówki zegara i zakryć raz odkryte wynalazki. Każdy niezadowolony ze współczesnego świata działacz musi najpierw przyznać, że został pobity przez nowy rodzaj broni, by następnie wykorzystać go do swoich celów.