Prawica kontra lewica, Holendrzy kontra Francuzi, katolicy kontra kalwini, pracownicy kontra pracodawcy. W podzielonym od lat społeczeństwie belgijskim władza jest rozłożona na wiele rąk i na wielu poziomach. Spowalnia to procesy i reformy, ale równoważy poszczególne grupy i ośrodki decyzyjne. Nieprzewidywalność – to jedyna pewna cecha układu politycznego.

Tym ciekawsza jest belgijska gra polityczna, od początku istnienia państwa budowana na kontrastach i ciągłych kompromisach. Gra, którą w dużej mierze wygrywa prawica, jeżeli tylko… dopuści się ją do głosu – w kraju, który chce uchodzić za „mikrokosmos wielokulturowej i wielonarodowej współpracy’’, czyli tolerancji i swobody wyrażania opinii.

Jaka prawicowa Europa?

W styczniu w Madrycie pod hasłem „Obronić Europę” odbył się kongres europejskich partii prawicowych, będący kontynuacją prac rozpoczętych podczas szczytu w Warszawie miesiąc wcześniej. W spotkaniu wzięli udział przedstawiciele 12 partii z 12 krajów, a jego głównym celem było zbudowanie bloku opartego na wspólnych wartościach, a następnie przekucie go w silną frakcję w Parlamencie Europejskim.

To oczywiście nie jedyny zawarty w ostatnich latach prawicowy sojusz „ponad granicami’’, ale jego sformułowanie w takim, a nie innym kształcie prowokuje do zadania pytania: jak oficjalne spotkania tego typu korespondują z realiami politycznymi na Starym Kontynencie? Zazwyczaj biorą w nich udział największe ugrupowania na prawym skrzydle w danym państwie, a to, subtelnie mówiąc, niekompletny obraz prawicowej Europy. Jaki jest więc prawdziwy obraz? Jak silna jest dziś europejska prawica, jak duże ma pole oddziaływania? Czy powracające co jakiś czas głosy o wzroście ekstremizmów są przesadne a może wręcz przeciwnie, niedoszacowane?

W Kongresie pod hasłem „Obronić Europę” wzięli udział: premier Mateusz Morawiecki (PiS), premier Węgier Victor Orban (Fidesz), szefowa francuskiego Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen, Marlene Svazek (Wolnościowa Partia Austrii), Tom Van Grieken (belgijska partia Interes Flamandzki), Mart Helme (Estońska Konserwatywna Partia Ludowa), Aurelian Pavelescu (rumuńska Narodowo-Chłopska Partia Chrześcijańsko-Demokratyczna), Krasimir Karakaczanow (Bułgarski Ruch Narodowy) oraz Waldemar Tomaszewski (Związek Chrześcijańskich Rodzin na Litwie). Źródło: La Derecha Diario.

Żeby odpowiedzieć na powyższe pytania, trzeba zadać kolejne. Spojrzeć na każde państwo lub region indywidualnie z uwzględnieniem narodowych interesów i specyfiki sceny politycznej. Jednocześnie przeanalizować, jakie są powiązania między prawicowymi partiami na poziomie europejskimi i zastanowić się, czy realizacja wspólnych celów poza wolą współpracy może być realna i stabilna, gdy ich członkowie na pierwszym miejscu stawiają partykularne interesy i „narodową suwerenność”, a silne osobowości liderów nie ułatwiają budowania porozumień. To właśnie spróbuję przedstawić w cyklu „Jaka prawicowa Europa?”, z uwzględnieniem najnowszych wydarzeń politycznych i społecznych z życia europejskiej prawicy.

Czy ten kraj jeszcze istnieje?

Królestwo Belgii to kraj specyficzny i przyciągający uwagę badaczy i opinii publicznej, bowiem funkcjonuje w układzie dualizmu narodowego rozlokowanego w dwóch odrębnych regionach, co przekłada się na unikatowy system federalny z dwoma odrębnymi systemami partyjnymi i rozdrobnieniem sceny politycznej. To dom niegdyś najsilniejszych skrajnie prawicowych ruchów w Europie, przez długie lata po zaistnieniu na arenie historii istny bastion nacjonalizmów.

W Belgii są Walonowie i Flamandowie. Nie ma Belgów – mawiał polityk socjalistyczny Jules Destrée, odnosząc się do unikalnego podziału kraju, określanego przez niektórych w kategoriach sztucznego geopolitycznego tworu, który na bazie wewnętrznych napięć rozpadnie się prędzej czy później. Współcześnie często używa się neologizmu Belgitude, wyrażającego typową belgijską tożsamość, która pozbawiona jest poczucia wspólnoty między różnymi społecznościami, regionami i obszarami językowymi funkcjonującymi w Belgii. Mimo działań na rzecz zjednoczenia kraju i wyciszenia wewnętrznych konfliktów, nadal istnieje wiele problemów na tym tle. Linie podziałów się nie zacierają a regionalne nacjonalizmy często dają o sobie znać.

Miano „Belgitude” używane jest też marketingowo do określenia produktów typowych dla Belgii, jak czekoladki, gofry itd. Źródło: Les e-shops Belges.

Trudno jednak odmówić Belgii miana serca Europy i często prowodyra zmian na kontynencie. To stąd wywodzi się wielu polityków, którzy odcisnęli ogromne piętno na kształcie całej Europy, w tym najważniejszych postaci Unii Europejskiej. Jednocześnie to kolebka europejskiego kapitalizmu i jeden z najbardziej zlaicyzowanych krajów kontynentu, w którym przez wiele lat prym wiedli chadecy, liberałowie i socjaliści. Zatem Belgia zjednoczona czy podzielona? Nic tutaj nie jest oczywiste, tym bardziej jednak ciekawe w procesie analizy.

Od jednych linii podziału…

Po 1830 roku, który uznawany jest za początek państwa belgijskiego, linie podziałów politycznych przebiegały wzdłuż stosunku do Kościoła. Pierwsze rządy w Brukseli były gabinetami zgody narodowej, zawartej podczas walki o niepodległość od Zjednoczonego Królestwa Niderlandów. Tworzyły je dwa główne stronnictwa polityczne, katolicy (najliczniejsi, chętnie posługujący się hasłami nacjonalistycznymi celem wyrażania niechęci do kalwińskich rządów holenderskich) i liberałowie. Ministrowie rekrutowali się w tym okresie z obydwu grup, czemu przyklaskiwał król Leopold I, który maksymalnie ograniczał wpływ parlamentu na władzę wykonawczą.

Z biegiem lat sojusz między partiami był coraz trudniejszy do utrzymania. Silna pozycja ugrupowań katolickich, a co za tym idzie także i narodowych, słabła. Kościół zyskiwał coraz większe wpływy w oświacie, ale narzucenie charakteru wyznaniowego szkolnictwu spotkało się z dużym oporem społeczeństwa. Partii katolickiej nie sprzyjało również duże rozdrobnienie, które trwało jeszcze przez kilka następnych dekad.

Układ dwóch stronnictw utrzymał się więc do 1847 roku, gdy liberałowie wygrali wybory. Stracili poparcie dopiero w roku 1884. Na przełomie XIX i XX wieku, wraz z rozpowszechnieniem praw wyborczych i rosnącą popularnością ruchu robotniczego, liberałowie stracili na znaczeniu. Polityczne karty znowu zaczęli rozdawać katolicy, a  także socjaliści.

Plakat wyborczy Bloku Katolickiego  w 1936 roku. Hasło głosi: „aby uniknąć tego samego losu (co Hiszpania), głosuj na katolików”. Partia Katolicka w koalicji z socjalistami stała na czele belgijskiego rządu przez ponad 30 lat. W 1921 roku przekształcona w Unię Katolicką, w 1936 roku w Blok katolicki. Po II wojnie światowej jej następcą stała się w Chrześcijańska Partia Społeczna (chrześcijańsko-demokratyczna). Źródło: Wikimedia.

Warto uszczegółowić, że kontrast między zamożnymi klasami wyższymi a klasą robotniczą zapoczątkował rozwój belgijskiego ruchu socjalistycznego. Ważnym wydarzeniem w tym procesie był bunt społeczny w 1886 roku, czyli fala strajków robotniczych wywołana rosnącymi  nierównościami społecznymi w kontekście kryzysu gospodarczego. Po tych wydarzeniach Partia Katolicka określała swój profil ideologiczny jako katolicyzm społeczny.

…do kolejnych

W uproszczeniu można powiedzieć, że kiedy „uspokoiła się” polaryzacja społeczeństwa na tle religii, do głosu doszła nowa jej odmiana – na tle językowym, co również przełożyło się na preferencje wyborcze. Pomimo dwujęzyczności belgijskiej ludności i dwóch odrębnych tradycji kulturowych,  językiem urzędowym stał się francuski. Więcej szans i możliwości kariery w strukturach państwowych (wojsku, policji, sądownictwie, szkolnictwie) przypadł francuskojęzycznym Walonom, którzy szybko zdominowali kraj, bo region południowy był znacznie lepiej rozwinięty ekonomicznie ze względu na obecność pożądanego w tamtym okresie przemysłu stalowego. Flamandzka, niderlandzkojęzyczna, rolnicza północ pogrążona była w ubóstwie. Ukształtował się kolejny podział społeczeństwa na linii bogate południe-biedna północ (dzisiaj jest odwrotnie), który utrzymał się aż do okresu powojennego i oczywiście również wyznaczył preferencje wyborcze Belgów.

Sprowadzenie do roli obywateli drugiej kategorii spowodowało jednak stopniowy wzrost poczucia narodowego wśród Flamandów. Mieszkańcy Flandrii budzili się z odrętwienia, bo stopniowo uświadamiali sobie, że ich ojczyzna znajduje się pod okupacją. Powstały pierwsze społeczne towarzystwa zajmujące się pielęgnacją ich kultury, walczące o zrównanie w prawach obydwu języków i stworzenie flamandzkiego szkolnictwa. Symbolem tych starań stał się katolicki ksiądz, ojciec Daens, który w 1890 roku jako pierwszy Flamand (w 60 lat od chwili proklamowania niepodległości) został  posłem do belgijskiego parlamentu.

Co ciekawe, dopiero 10 listopada 1973 roku Rada Niderlandzkiej Wspólnoty Kulturowej uznała dekretem język niderlandzki za język oficjalny na terenie tej Wspólnoty. Oficjalnie fakt ten kończył trwający od dziewięciu stuleci proces kształtowania się języka niderlandzkiego na terenie Niderlandów Południowych i 143 lata walki o jego uznanie za język oficjalny w Królestwie Belgii.

Narodziny prawicowych partii nowej generacji w Europie

W pierwszych po I wojnie światowej wyborach w 1919 roku udział wzięły: partia katolicka, liberalna, socjalistyczna, a także po raz pierwszy partia reprezentująca interesy większości flamandzkiej. Była to Frontpartij, która wzięła swą nazwę od linii frontu pod Ijzer, będącej symbolem bohaterstwa Flamandów. Grupa wywodziła się z niderlandzkojęzycznych żołnierzy armii belgijskiej w czasie I wojny światowej, którzy nie znosili faktu, że francuski był jedynym językiem dowodzenia. Podążając za hasłem „Wszystko dla Flandrii – Flandria dla Chrystusa”, usiłowano zorganizować się w armii na rzecz równych praw językowych. Jednym z najbardziej wyrazistych przywódców partii był Joris Van Severen.

W następnych latach Frontpartij, tłumiona przez wielu generałów zarzucających grupie orientację faszystowską, przekształciła się w VNV – Vlaamsch Nationaal Verbond (Flamandzki Związek Narodowy), którego liderem został Staf de Clerq.

Spotkanie członków Vlaamsch Nationaal Verbond w 1931 roku, przemawia Staf de Clerq. Źródło: belgiumwwii.be.

Zainspirowany międzynarodowym faszyzmem, VNV chciał stworzyć niedemokratyczny system i doprowadzić do zniknięcia Belgii w celu doprowadzenia do Dietslandu – unii Flandrii z Holandią. W przededniu wojny partia liczyła 25 000 członków i około 185 000 wyborców (12,5% we Flandrii). De Clercq miał już przed okupacją kontakty z niemieckimi tajnymi służbami. Coraz częściej jawił się jako autorytarny przywódca, który podejmuje stanowcze decyzje, a cała Flandria coraz mocniej dążyła do oderwania się od południowej części kraju.

Kolaboracja z Niemcami  dla wspólnych celów

Belgia stała się w czasie okołowojennym domem dla jednej z najsilniejszych i najwcześniejszych manifestacji nowej generacji prawicowych partii w Europie. Wielu flamandzkich nacjonalistów było gotowych do współpracy z okupującymi Niemcami w obu wojnach światowych w dążeniu do wspólnych celów. Po II wojnie światowej represje wobec „kolaborantów” były silne, a w kraju po dzień dzisiejszy używa się sformułowania, że silna tradycja nacjonalizmu flamandzkiego, na której wzorowały się inne grupy na Starym Kontynencie, została zdyskredytowana i politycznie martwa „dzięki” współpracy z nazistowskimi okupantami, jednak jest to zbyt daleko idące uproszczenie.

Warto dodać, że I i II wojna światowa listę problemów powiększyły o obszary zamieszkałe przez ludność niemieckojęzyczną. Okupanci podsycali różnice pomiędzy trzema narodami przyczyniając się do wzrostu nacjonalizmów po wszystkich stronach.

Niemniej jednak okres okołowojenny przyniósł uformowanie się flamandzkich podstaw nacjonalistycznych, których wyrazem była m.in. partia Verdinaso Jorisa van Severena. Grupa głosiła hasło niepodległości etnicznie germańskiej Flandrii w unii z Holandią (idea tzw. Dietslandu), które łączy wspólny język i kultura. Verdinaso było niewielką organizacją kadrową, ale bardzo aktywną i popularną, a jej lider wyrósł na jedną z najważniejszych osobistości w historii flamandzkiego ruchu nacjonalistycznego.

Zgromadzenie Verdinaso w 1932 roku. W tamtym czasie organizacja składa się głównie z milicji. Nie bierze udziału w wyborach. Jej postulaty nie znajdują powszechnego poparcia poza Flandrią. Źródło: belgiumwwii.be.

W wyborach w maju 1936 roku Verdinaso i VNV wystawiły wspólną listę, zdobywając 13% głosów. Kilka miesięcy później zawarły umowę z antysystemowym ruchem walońskim Christus Rex, kierowanym przez Léona Degrelle’a, w której obie strony zobowiązały się dążyć w kierunku federalizacji Belgii pod władzą króla Leopolda III. Z kolei reksiści wysuwali skromny postulat przywrócenia granic z 1968 roku i restauracji Królestwa Burgundii.

Kongres Christus Rex w 1938 roku. Co ciekawe, partia była ewenementem wśród faszyzmów przedwojennej Europy, opowiadając się stanowczo przeciwko przemocy politycznej i nie tworząc bojówek. Źródło: Magazyn Le Vif.

Delegalizacja i co dalej? Zręby współczesnych prawicowych partii Belgii

Mimo doświadczeń wojennych, ruchy skupione wokół haseł niezależności Flandrii nie straciły na znaczeniu. Zaraz po II wojnie światowej utworzono Chrześcijański Flamandzki Związek Ludowy, który po 1954 roku przekształcił się w Unię Ludową o profilu umiarkowanie nacjonalistycznym, z której wywodzą się najsilniejsze współczesne belgijskie partie prawicowe.

W wyniku rozłamu w Unii Ludowej, w latach 80. wokół Karela Dillena uaktywniło się jej radykalne skrzydło, partia Blok Flamandzki (Vlaams Blok), która obok postulatów separatystycznych głosiła potrzebę przeciwstawienia się demoliberalizmowi i koncepcjom zjednoczenia Europy. W jej szeregach skupiła się większość flamandzkich nacjonalistów, organizacji młodzieżowych, studenckich, kulturalnych, oświatowych i kobiecych.

Karel Dillen podczas jednego z przemówień. W tle hasło ,,najpierw nasi ludzie’’. Źródło: De Provinciale Zeeuwse Courant.

VB początkowo uzyskiwał wyniki wyborcze na poziomie poniżej 2%. Dopiero na początku lat 90. zaczął zyskiwać na popularności po tym, jak młodsze pokolenie w partii przeniosło punkt ciężkości programu politycznego z flamandzkiego separatyzmu na kwestię imigracji. Kiedy VB w 1989 roku w wyborach lokalnych w Antwerpii uzyskał poparcie na poziomie 17,7% i tym samym duży rozgłos, przewodniczący wszystkich głównych partii belgijskich zawiązali wobec niego kordon sanitarny. Zobowiązali się, aby nie zawierać żadnych porozumień politycznych z partią ani nie czynić imigracji kwestią polityczną. Porozumienie było przedłużane w kolejnych latach, aż po dzień dzisiejszy.

„W zasadzie byłem bardzo zadowolony z istnienia kordonu sanitarnego. Jeśli ludzie odnoszą wrażenie, że jest na nas polowanie, są bardziej skłoni do opowiedzenia się po stronie banitów” mówił Karel Dillen, wieloletni przywódca partii. Miał rację, ponieważ w tamtym czasie partię uznano za jedyną „prawdziwą opozycję”, która skutecznie artykuowała pogląd, że belgijski establishment polityczny starał się tłumić wezwania do większej autonomii flamandzkiej i odmawiał flamandzkim wyborcom głosu w sprawach narodowych.

Kordon sanitarny nie utrudnił VB uzyskania bardzo dobrego wyniku w wyborach federalnych w 1991 roku. Partia stała się największą w Antwerpii, w rządzie federalnym uzyskując 17 mandatów. Po tym wydarzeniu w społeczeństwie mówiono o „czarnej niedzieli” (od dnia wyborów). Szok był ogromny. Młodzi ludzie protestowali na ulicach przeciwko prawicy, której przypisywali rasistowskie hasła. Mimo to, VB aż do 2004 roku uzyskiwał znaczące poparcie wyborcze w skali kraju.

Choć w praktyce delegalizacja partii w Europie stanowi rzadkość, na podstawie zarzutów o rasistowskie i ksenofobiczne hasła miała miejsce w przypadku VB. Co ciekawe, decyzja z 2004 roku Sądu Najwyższego o delegalizacji partii stała się impulsem do zmian programowych, a także (paradoksalnie) do ugruntowania pozycji nowej-starej formacji na scenie politycznej. Sukcesorem partii stał się Interes Flamandzki (Vlaams Belang), który w ostatnich latach notuje coraz większe poparcie. Obecnie jest drugim ugrupowaniem we Flandrii.

***

Bezpośrednim kontynuatorem działań Unii Ludowej, rozwiązanej w 2001 roku po stopniowej utracie głosów na rzecz Bloku Flamandzkiego, jest największa partia na współczesnej scenie politycznej Belgii – i równocześnie na jej prawym skrzydle – Nowy Sojusz Flamandzki (N-VA). Ugrupowanie charakteryzuje się jako mniej radykalne niż Interes Flamandzki, opowiadając się za niezależnością Flandrii, ale w rozumieniu konfederacji.

Na pierwszym planie przewodniczący Nowego Sojuszu Flamandzkiego, Bart De Wever podczas wiecu wyborczego w 2019 roku. De Wever zasłynął niegdyś sugestią, by „pozwolić Belgii wyparować”. Zajął drugie miejsce w siódmej edycji bardzo popularnego w Belgii quizu „Najmądrzejszy człowiek świata’’, co przyczyniło się do przychylnego spojrzenia na tego młodego stażem i wiekiem polityka.

N-VA szybko zdobywał poparcie społeczeństwa, by już w 2010 roku osiągnąć spektakularny sukces wyborczy. W wyborach federalnych partia uzyskała prawie 28% w Izbie Reprezentantów i 31% głosów w Senacie. Taki wynik uczynił ją dominującą grupą polityczną na krajowej i flamandzkiej scenie politycznej. Tym samym N-VA zajęła miejsce, które przez dziesięciolecia należało do chadeków. Od tamtego czasu partia jest jedną z dwóch najsilniejszych belgijskich partii, zaczynając od poziomu europejskiego, (w Parlamencie Europejskim), przez federalny (w organach krajowych), po regionalny (w Antwerpii, będącej stolicą Flandrii). Szczyt jej popularności przypadał na lata 2014-2015.

Co ciekawe, w partii od samego początku silne są głosy wypowiedziane ustami Bena Weytsa: „W żadnym wypadku nie będziemy współpracować z Vlams Belang. Ta partia trwa w całkowitym przekręcaniu prawd’’.

***

Do współczesnej belgijskiej prawicy należą również Chrześcijańscy Demokraci i Flamandowie (CD&V), z których wywodzi się wielu polityków znanych szerzej wyborcom w całej Europie, jak Leonard Tindemans czy Herman van Rompuy. Historia ugrupowania sięga czasów Partii Społeczno-Chrześcijańskiej, powstałej po II wojnie światowej jako sukcesora bloku katolickiego. Partia chadecka zwyciężała we wszystkich wyborach od 1946 do 1968 roku (choć dwukrotnie nie udało jej się sformować rządu), a jej pozycji zaszkodził dopiero podział ugrupowania ze względu na nasilające się napięcia między grupami językowymi. Nadal jednak CD&V uczestniczyła we wszystkich powojennych rządach aż do 1999 roku, kiedy chadeków odsunęli od władzy liberałowie pod wodzą Guya Verhofstadta.

Dominacja chadecji w Belgii wpisuje się w ogólnoeuropejski obraz powojennej Europy, gdzie pierwsze dwie dekady po zakończeniu II wojny światowej były okresem niemal całkowitej dominacji tego nurtu (z wyjątkiem Francji). Wiele partii nie przetrwało zawirowań lat 60., a te, którym się udało, musiały się pogodzić ze znacznymi przeobrażeniami. Również o belgijskim CD&V mówi się,  że ,,przegapiła zwrot ku przyszłości’’. Poparcie dla partii systematycznie spada, a ostatecznym rozbiciem ogromnej niegdyś siły politycznej było uzyskanie dużej przewagi głosów przez N-VA w wyborach federalnych w 2010 roku.

Joachim Coens, przewodniczący CD&V, wybrany na to stanowisko w 2019 roku. Źródło: Wikimedia.

Współczesna układanka

Najnowszą układankę na belgijskiej scenie politycznej wyznaczyły wybory, które odbyły się w maju 2019 roku. Trzeba przyznać, że mozaika ta jest dość osobliwa. Kraj znany jest z wyjątkowo powolnego budowania nowych rządów i dzierży w tej dziedzinie niemal wszystkie niechlubne rekordy świata. 600, 541, 138… Te liczby odnoszą się do ilości dni, które były potrzebne do sformowania trzech ostatnich rządów. Oznacza to, że w praktyce wybory odbywają się w dwóch turach – najpierw wyborcy oddają głosy, a potem w długich negocjacjach budowana jest koalicja rządząca. W czasie formułowania rządu władza sprawowana jest przez tymczasowy gabinet.

Wszystko przez rozdrobnienie parlamentu, w którym zasiada ponad 10 ugrupowań. Tak duża reprezentacja bierze się z szerokiej oferty demokratycznej, ale przede wszystkim ze skomplikowanego systemu wyborczego, który musi uwzględnić interesy każdej z trzech grup językowych w kraju: niderlandzkiej, francuskiej i niemieckiej. Walonowie i Flamandowie głosują zazwyczaj na swoje partie. Sojusze regionalne są ważnym czynnikiem wpływającym na obsadzenie stanowisk ministerialnych. Niektóre partie znajdują się w opozycji na poziomie federalnym, pomimo iż w rządach regionalnych tworzą koalicję.

Ciekawym przykładem wpływu sojuszu regionalnego na najwyższe stanowiska w państwie była nominacja na sekretarza stanu do spraw migracyjnych i azylowych Theo Franckena, który do rządu wszedł z ramienia N-VA. Rządząca Belgią koalicja w 2018 roku znalazła się na skraju upadku po tym jak na jaw wyszła sprawa wydalenia z kraju niemal setki obywateli Sudanu. Według śledztwa dziennikarskiego część z nich padła po powrocie do swojego kraju ofiarą tortur. Przy typowaniu osób do deportacji z Belgii miała także pomagać oficjalna delegacja przedstawicieli sudańskiego reżimu. Decyzję o tym podjął Francken, za co spadły za niego polityczne gromy i presja dymisji (nieudana).

Tak rozdrobniona scena polityczna wpływa na częste kryzysy polityczne i kruchość budowanych koalicji. Mówi się, że ze swoimi podziałami językowymi, konfliktem między regionami, różnicami gospodarczymi i permanentnym kryzysem władzy Belgia jest miniaturą dzisiejszej Unii Europejskiej.

Poprzedni belgijski rząd upadł w grudniu 2018 roku na skutek protestu N-VA przeciwko ratyfikacji Paktu Migracyjnego ONZ z Marakeszu, w którym brała tez udział Partia Vlaams Belang. Na zdjęciu przedstawiciele VB w Brukseli z transparentami z hasłem ,,Najpierw nasi ludzie’’. Sformułowanie kolejnego rządu trwało ok. 600 dni. Źródło: Vlaams Belang.

Jak obecnie rozkładają się siły prawicy na belgijskiej scenie politycznej? CD&V uczestniczy w kolacji rządzącej, ale jest w niej najmniej licznym ugrupowaniem. Pozycja partii jest najsłabsza od lat, m.in. ze względu na brak charyzmatycznego przywództwa. N-VA to największa partia w kraju i największa siła opozycyjna, wspierana przez VB. Taki układ czyni opozycję bardzo silną, dając również wyraźny sygnał od wyborców, że duża część społeczeństwa chce autonomii Flandrii. Czy N-VA i VB staną się architektami zwiększenia autonomii regionów? Wielu komentatorów sceny politycznej w kraju twierdzi, że to polityczne być albo nie być dla przewodniczącego N-VA, Barta de Wevera. Mimo bowiem silnej pozycji, ugrupowanie zmaga się z niepowodzeniem własnego projektu rządowego i niezrealizowaniem założeń reorganizacji dotychczasowej struktury państwa. Sytuacja cały czas jest napięta, jak zawsze w belgijskiej układance, którą łatwo można zburzyć.

Niewątpliwie jednak, wyraźny jest wzrost poparcia dla prawicy w Belgii w ostatnich latach. Wiele napisano o możliwych przyczynach tego zjawiska, ale niewątpliwie ważna jest nowa linia podziału społeczeństwa, wyznaczona przez imigrantów. „W 2010 roku mężczyzna strzelił policjantowi w nogę. Socjalistyczny burmistrz Brukseli nazwał to codziennością w dużym mieście… obsesją rasistów” – tak mniej więcej wyglądały nagłówki wielu belgijskich gazet przez ostatnie lata, a nastroje społeczne wokół migrantów przyczyniły się do wzrostu poparcia dla prawicy w Belgii.

Bruksela opłakuje ofiary ataków terrorystycznych dokonanych na lotnisku Zaventem, Place de la Bourse, marzec, 2016 rok. Źródło: Harvard Political Review.

Prawicowa Flandria, lewicowa Walonia

W całej tej układance belgijskiej sceny politycznej zagadkowa jest jeszcze jedna kwestia. Wiele konwencjonalnych modeli wyjaśniających preferencje wyborcze (np. pod kątem społeczno-ekonomicznym) jest niewystarczających, aby wytłumaczyć asymetryczny sukces wyborczy partii socjalistycznej (PS) mocno trzymającej się regionu Walonii i postrzeganych jako przeciwwaga flamandzkich partii nacjonalistycznych (NV-A, VB).

Doświadczenia wojenne związane z ruchem reksistowskim i ciągle żywymi tezami Degrelle’a doprowadziły do ​​powstania wrogiego środowiska politycznego dla prawicy w Walonii, gdzie partie głównego nurtu i media stworzyły udany kordon sanitarny. Z drugiej strony we Flandrii partie głównego nurtu i media wygenerowały stosunkowo „otwarty” rynek wyborczy zapewniając przyjazne środowisko dla rozwoju prawicy. Tu nasuwa się wniosek, że Belgia jest przykładem państwa, gdzie działania mediów mają dużą rolę w sukcesie lub niepowodzeniu partii prawicowych.

Co ciekawe, w społeczeństwie do tej pory funkcjonują utarte schematy, m. in. stereotyp rasistowskiego Flamandczyka i tolerancyjnego Walończyka albo głęboko zakorzenione flamandzkie resentymenty skierowane przeciwko Walonom na podstawie kolaboracji z nazistami podczas II wojny światowej. Na bazie tych problemów, a także słabości lewicy i wciąż silnych nacjonalizmów w obrębie regionów, prawica w Belgii będzie tylko rosła w siłę.