Ostatni tekst na temat wizji dobrobytu, którego pragnienie lub lęk przed jego utratą, jako przeszkody ku małżeństwu, zaobfitował sporą liczbą uwag/polemik/pytań. Pokazuje to, jak bardzo temat ten jest istotny w dzisiejszych czasach, w sercach młodych Polaków. Stąd postanowiłem dopisać krótkie postscriptum. Pomimo iż uważam, że większość myśli została przedstawiona bardzo precyzyjnie – poniżej kilka dopowiedzeń i uwag rozwijających pewne wątki, których zabrakło w tekście. Tekst ponadto został napisany w całkiem „ostry” sposób, wywołujący emocje u Czytelników, które mogą ze względu na własne doświadczenia czy posiadane relacje zamykać na treść. Tekst pisałem kierując się między innymi własnymi doświadczeniami, przede wszystkim z pewnej „bańki” katolickiej, jak i tak zwanej „warszafki” (dwa inne światy). Oczywiście nie jest on pozbawiony uogólnień i generalizacji. Nie wszystkie uwagi zatem pasują do każdego, a część prawdopodobnie nie pasuje zupełnie do samotników żyjących na głębokiej polskiej prowincji. Być może największe generalizacje poczyniłem w akapicie pod nazwą „Nienasycona kobieta”; nie potraktowałem jednak płeć brzydką zbyt łagodnie. Tekst był „czwartym podejściem” do problemu samotności młodych katolików i stanowi pewną całość z trzema podkastami opublikowanymi na Nowych Kształtach (Część I[1], Część II[2], Część III[3]). Materializm nie jest zatem jedyną przyczyną osamotnienia. Sądzę, że jest to przyczyna silniej występująca u kobiet, chociaż niestety rośnie także u mężczyzn. Panowie jednak mierzą się mocniej z innymi problemami, głównie lękiem, ucieczką przed realnym życiem (także w kontekście dobrobytu). Postawa: „małżeństwo jako droga zwiększenia majątku” ulega dziś postawie jeszcze gorszej, o czym zostałem uświadomiony już po publikacji tekstu. Najmłodsi dorośli nie tyle czynią z małżeństwa „kożuszek” do głównego celu, jakim jest zdobycie bogactwa, ile nie chcą wchodzić w małżeństwo, ponieważ z zasady nie chcą ani ofiarować czasu, ani dosłownie, jak mówią – tracić pieniędzy na drugą osobę. W takim społeczeństwie osoba, która nie przynosi żadnego dochodu do budżetu domowego, jak choćby matka wychowująca dzieci, uznawana jest za bezużyteczną jednostkę, darmozjada, itd. Wartość człowieka mierzy się w takim systemie posiadanym majątkiem, a może nawet bardziej w tym konsumpcyjnym świecie – wysokością miesięcznej pensji. Celem życia (co widać choćby po reklamach telewizyjnych) stała się samorealizacja, a nie miłość ludzi – bycie z innymi i dla innych. Najnowsze badania GUS-u wykazują dzietność Polski na poziomie 1,16 (to jest niższy niż scenariusz na 2040 rok). Młodzi Polacy nie chcą mieć dzieci, bo żyją samorealizacją – my Polacy wymieramy. Celem tekstu było stanięcie w prawdzie i to nie abstrakcyjnej, a wynikającej z przykazania miłości wobec człowieka. Powtórzę zatem – jako ludzie na tej ziemi będziemy do końca życia odczuwać „pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pychę tego żywota”. Możemy dzięki łasce Bożej przekraczać siebie, „swoją starą naturę”. Jako katolicy nie możemy zanegować tej prawdy – to jest Łaski Odkupienia. Nie możemy odizolować się od świata jako chrześcijanie. Mężczyzna co prawda powinien mieć w sobie męstwo, które będzie nieco kontestować mentalność „tego świata”, kobieta zaś w swej praktyczności życia powinna rodzinę nieco z nim integrować. Myślę, że to jest realistyczna droga miłości i wolności. Najlepiej spełnia tę rolę małżeństwo, bo małżeństwo jest właśnie bardzo doczesne, ściśle powiązane ze światem realnym. Powtórzę zatem wyraźniej: mężczyzna powinien być ostoją i przewodnikiem dla rodziny niejako przeciw temu światu, ale nie jest to pochwała skrajnego idealisty, który z lenistwa, próżniactwa i nieodpowiedzialności (ucieczki od realnego życia!) usprawiedliwia swoje zachowanie twierdzeniem, że on nie jest chciwy i nie zależy mu na zbytkach. To indywidualna, bardzo krucha granica. Pochwała większego realizmu kobiety nie jest tym samym pochwałą zgody na wszystko, co się w tym świecie dzieje. Nie można bowiem zgodzić się ze stwierdzeniem, że kobieta nie jest w stanie przekraczać siebie, tego osadzenia się w tym „co cielesne”, nie – także może dzięki łasce Bożej mocniej pochwycić pierwiastek duchowy. Tu też właśnie małżeństwo – miłość wobec męża i dzieci, sprawia, że przekraczają one tę naturalną łatwość otwarcia i fascynacji modami tego świata. Nie można tych słów podsumować stwierdzeniem, jak się czasem słyszy: „to takie abstrakcyjne rozważania jakichś fantastów, świat wygląda inaczej, inaczej funkcjonuje i trzeba się na to zgodzić, wszyscy tak robią, inaczej się nie da”. Choćby ze względu na dobro rodziny – argumentują niekiedy – i słusznie zresztą! Małżeństwo i rodzina jako Boża łaska, sądzę, że w sposób szczególny może „ciągnąć kobietę w górę”, a mężczyznę „ściągnąć na ziemię”, by twardo po niej stąpał. Teologicznie powiem tak: współczesna kobieta powinna mocniej kontemplować Tajemnicę Wniebowstąpienia i Przemienienia Pańskiego, współczesny mężczyzna zaś Tajemnicę Wcielenia (Zwiastowania) i Narodzenia Pańskiego. Oby nie doskwierała nam myśl: „ja i tak wiem swoje, trzeba być praktyczny – sam przecież świata nie zbawię”. Nie – ale jako wierzący, przy całej wyrozumiałości wobec presji, nerwic, trudów tego życia, naturalnych osobistych lęków („czy sobie poradzę?”), mamy żyć ewangelicznie. Nie ma innego lekarstwa na to, niż miłość, która w sposób szczególny przemienia nas w sakramencie małżeństwa. Otaczający świat nie jest wymówką dla wierzącego, iż nie musi porzucać tych standardów („dlaczego ja? Jak wszyscy tak robią? Dlaczego to ja mam się poświęcać?”). Wiara jest drogą życia. Esej „Pieniądze drogą ku samotności” nie jest pochwałą biedy. Bieda jest zresztą inną przyczyną osamotnienia, często powiązaną właśnie także z ową presją bycia zamożnym w tym świecie. Ambicja, marzenia, zdrowe pragnienia, normalny rozwój także w świecie doczesnym, zwłaszcza ze względu na rodzinę (dom, samochód, wakacje, itd.) są czymś zdrowym i dobrym. Nie można jednak małżeństwa podporządkować ekonomii, a raczej ekonomię trzeba podporządkować miłości. Nie można czynić z tych rzeczy centrum życia, ba, nawet nie są to sprawy drugorzędne, stojące w przedsionku spraw najważniejszych. To wszystko musi towarzyszyć i realnie towarzyszy miłości małżeńskiej i rodzinnej, i to z niej powinny wypływać, a nie być fundamentem tej relacji. Jest rzeczą zdrową wydobywać ludzi z biedy, ale tekst dotyczył ludzi młodych dobrze zarabiających w dużych miastach. Odczucie, iż ktoś „próbuje zabrać mi moje marzenia o willi” nie jest przecież pochwałą biedy. Ta reakcja jest pochodną lęku, ułudy i chciwości. Siła chciwości tkwi przede wszystkim w intensywności. Tam, gdzie chcemy być bogaci „na już”, czy tam, gdzie chcemy być „bogaci ponad miarę” – jesteśmy chciwi. Po prostu. Tekst był trochę „wetknięciem kija w mrowisko”, często już dobrze uformowanego. Niektórzy katolicy od lat żyją w przekonaniu, że pracowitość i gdzieś tam z tyłu formowanie przeznaczenia zdobywanego bogactwa nie tylko przecież dla siebie, ale dla innych (dla rodziny), a nawet modna retoryka modernizacyjna, prorozwojowa („silna Polska”, Centralny Port Komunikacyjny, itp.), jest moralnym uzasadnieniem pędu do luksusu. Otóż nie jest. Jest to chciwość, która zabija duszę. Rodzi w nas pustkę i bezsens. Rodzi tę udrękę życia. Tak – tekst, jak zaznaczyłem kilkukrotnie, dotyczy ludzi wierzących i do nich jest przede wszystkim skierowany. W pewnym sensie w niniejszym postscriptum „złagodziłem wydźwięk” pewnych tez, a stało się to ze względu na zetknięcie się z surowością ponad miarę, tych, którzy uważali, iż poprzednio napisałem myśli „zbyt wyrozumiale”, bo człowieka (tego zranionego grzechem pierworodnym, żyjącym pod presją, w lęku, młodego Polaka i młodą Polkę, często pozbawionych czystych, silnych przewodników po trudnościach życia) trzeba rzekomo osądzić, potępić i surowo upomnieć, aby wyzwolić go z tego niewolniczego systemu konsumpcji i hedonizmu. Prawda idzie zawsze z Miłością. Prawda jest skałą, jest twarda, mocna, można na niej budować; ale nie jest kamieniem, którym należy w kogoś rzucić. Jest pomocną dłonią, którą podajemy, kierując się empatią, cierpliwością, wyrozumiałością, czy łagodnością, gdyż „Bóg jest wielki. Jego miłosierdzie nie zna granic”. [1] https://open.spotify.com/episode/642uwaSz37cAoZ73rFvHLc?si=b4291d0563724507 [2] https://open.spotify.com/episode/4aSBSne7TQvx2wAgbAhqnv?si=1292cf4fe6ab496a [3] https://open.spotify.com/episode/1QIZvEw8Vhh0mlU9zlGCI7?si=9e4a2ccdba3b4dda Nawigacja wpisu ,,Ucieczka z zamku wampirów” Rana w kształcie krzyża – P. Góral