W Poniedziałek Wielkanocny odszedł 266. papież Kościoła katolickiego. To dobry okres na podsumowanie dziedzictwa i sytuacji Kościoła, ale to jeszcze lepszy czas na to, by osobiście wspomnieć Głowę Kościoła i uświadomić sobie Jego duszpasterzowanie w naszym życiu. Niewątpliwie papież Franciszek przez dwanaście lat wzbudzał różnorodne reakcje wielu grup w Kościele. Od gniewu i złości, po zdumienie, euforię i następującą później obojętność, apatię, zniechęcenie. O większości papieży w historii Kościoła dziś już nikt nie pamięta. Naprawdę, mało który Biskup Rzymu wspominany jest choćby z imienia, co ma wyrażać „jakieś wielkie dziedzictwo”. Mało który pozostawił po sobie jakąś autentyczną reformę, którą do dziś wspominamy. Taką ostatnią (a może jedyną?) jest reforma gregoriańska Grzegorza VII z XI wieku. W rzeczywistości dziedzictwo papieża jest przede wszystkim „tu i teraz”. Jest duszpasterzem swoich czasów i tylko ich. Potem, wydaje się, przebrzmiewa „echo” pontyfikatu, ale zawsze „krótkotrwale” niż długofalowo. Już dziś dla większości katolików św. Jan XXIII i św. Paweł VI nie są znani z jakichś wielkich dokumentów. Poza „wielkimi reformami” (będącymi raczej owocami Soborów niż poszczególnych papieży), to, co pozostaje po danym pontyfikacie to przede wszystkim nauczanie, konkretne dokumenty. I tu też znakomita większość papieży wydała dokumenty teologiczne, duszpasterskie i prawnokanoniczne, o których rozprawiają wyłącznie historycy. Gesty, symbole, zmiany w prawie kanonicznym i reforma instytucjonalna Kościoła (Kurii rzymskiej) – to sprawy, które się działy za tego papieża, choć – były chyba niespecjalnie zauważane przez zwykłych katolików – co jest wymowne. W tym osobistym wspomnieniu chciałbym zatem odwołać się do Jego konkretnej nauki, zwłaszcza tej oficjalnej, jako wyraz konkretnego duchowego prowadzenia także mnie, zwykłego katolika w Polsce. Nie chcę być krytykiem sztuki, który pochyla się nad wszystkim „co mu się nie podoba”, ani „koneserem”, który będzie znajdował takie fragmenty tekstów, które spodobają się każdemu. Zaraz po usłyszeniu informacji o śmierci papieża – papieża mojej trzeciej dekady życia, „młodej dorosłości”, zacząłem sobie uświadamiać, co „otrzymałem” od Ojca Świętego, jakie s ł o w a, mnie ukształtowały i wciąż kształtują, brzęcząc w moich uszach, w sercu… Nie chcę uciekać od wielkich pytań o kryzys Kościoła (choć trzeba tu jasno wskazać, że Kościół nie umarł, a pontyfikat ten nie był żadnym „końcem świata”), o jego wątpliwych teologicznie tekstach, czy podejściu do różnych tematów (jak zagadnienie Mszy trydenckiej i dialogu z grupą wiernych tradycjonalistów). Choć do jednego wytrychu się ucieknę. Na wskazanie spadku wiernych na Zachodzie za papieża Franciszka, niech za kontrargument będzie robił fakt ochrzczenia kilkunastu tysięcy Francuzów w tegoroczną Wielkanoc. Od tego właśnie chciałem zacząć. Od kształtowania cnoty wierności i posłuszeństwa. Każdy wierzący katolik ma swój osobisty stosunek do papieża swoich czasów. Pontyfikat papieża Franciszka był dla mnie trudny. Stawiał pytania dotyczące mojej katolickiej wiary i czasami wcale nie udzielał odpowiedzi. A jednak jest w tym „Franciszkowym rabanie”, który, wydaje się, przyniósł więcej zamieszania niż gorliwości w Kościele (skutki tego działania jak sądzę, lepiej będzie oceniać po kilku latach kolejnego pontyfikatu), również ofiarował cenną lekcję życia tu na ziemi. Nie mam tu wcale na myśli wierności Papieżowi jako pewnego trudu życia, gdyż ja tego nie doświadczyłem. Bardzo szybko posłuszeństwo moje, autentyczne i żywe, sądzę – po prostu zwyczajnie katolickie, przyjęło postawę radosnej pokory podążania i wnikliwego wsłuchiwania się i właśnie zadawania sobie pytań, szukania odpowiedzi, rozpalenia w sobie na nową tej intelektualnej podróży zwanej teologią. Papież Franciszek nie był filozofem na miarę Wojtyły, czy teologiem na miarę Ratzingera. Nie można stwierdzić jednak, że jego teksty są pozbawione oddziaływania na życie duchowe. W gruncie rzeczy w wielu sprawach czuł młodych ludzi XXI wieku lepiej niż poprzednicy. Dla mnie osobiście papież nauczał głębokiego realizmu życia (co jest zadaniem chrześcijaństwa), ale także wolności, wolności Chrystusowej. Dzięki tej wolności człowiek mógł formować się we wspólnocie, w której „ojciec” zajmował się rzeczami, które uważałem za mało istotne albo wprost niepotrzebne. Bardzo mocno papież Franciszek umocnił w sercu zdanie św. Augustyna: „w sprawach pierwszorzędnych – jedność, w sprawach drugorzędnych – wolność, a we wszystkim miłość”, i to także wtedy, gdy w sprawach pierwszorzędnych wciąż posiadam pytania. Kościół jednak nie jest synonimem papieża. „Papież przeminie, a krzyż trwa”. Papież przemija jak biskup w diecezji i proboszcz w parafii. A jednak przecież ma na nas wpływ. W nauczaniu papieża Franciszka odnajduję dokumenty, które raczej nie przetrwają próby czasu, jak choćby encyklika Fratellli tutti (choć jest tam wiele ciekawych fragmentów na temat obrony kultury małych narodów). Są jednak takie, które moim zdaniem, będą cytowane w nauczaniu Kościoła, a niektóre z nich, być może zasługują na odkrycie w późniejszym czasie (jak ostatnia encyklika Dilexit nos). Chciałbym rozpocząć właśnie od adhortacji, która jest dla mnie ważna, towarzyszyła mi w ostatnim Wielkim Poście i wydaje mi się – zasługuje na odkrycie. To adhortacja o powołaniu do świętości w świecie współczesnym Gaudete et exsultate z 2018 roku. Papież Franciszek przypomniał znaczenie ośmiu błogosławieństw. Rzecz istotna, bo zmarły Biskup Rzymu wciąż oskarżany jest o to, że głosił homilie miałkie, o niczym, czy o sprawach oczywistych. Bo czym jest nauka o miłosierdziu wobec potrzebujących, ubogich, czy starszych (choć tu bliskie wspomnienia własnej babci – sądzę – są bardzo przejmujące dla zwykłych katolików)? A jednak przecież dzieła miłosierdzia nie są „nieszkodliwą nauką dla katolickiego plebsu” (w myśl, że my intelektualiści, wykształceni, „na poziomie” będziemy zajmować się poważnymi sprawami [walką z ateizmem, modernizmem, aborcją i tak dalej…]). To właśnie dla nas, ludzi, którzy mieli z tym problem, Franciszek był wielkim znakiem wzywającym do nawrócenia i li tylko przypominającym serce Ewangelii Naszego Zbawiciela. Papież jednak „odkopał” stary spór wciąż powracający w Kościele, dotyczący działania Bożej łaski w życiu konkretnego człowieka. I tu papież za św. Augustynem, właśnie w świecie hedonizmu, konsumpcjonizmu, odejścia od i pogwałcenia prawa naturalnego nie staje jako rycerz „sprawiedliwej ekskomuniki”, lecz przypomina o Bożym miłosierdziu, o konieczności uwzględnienia w naszym życiu zbawczej Łaski, która jest konieczna do zbawienia z powodu naszej własnej grzeszności. I to jest właśnie katolicyzm! Papież potępia nową formę gnostycyzmu i pelagianizmu. Nie zbawimy się przez wiedzę. Nie zbawimy się przez ćwiczenie się w cnocie tak, jakbyśmy własną wolą wszystko mogli (czyli żyli tak, jakby „Bóg nie był potrzebny człowiekowi”). Nie uratujemy też Kościoła poprzez gruntowne reformy struktur. Te papież Franciszek próbował przeprowadzać i wydaje się, że Synod o synodalności był taką Jego osobistą nadzieją na odkrycie Bożej Łaski, ale jednak w Dilexit nos jakby świadom słabnięcia swego życia, można powiedzieć, zdystansował się w sobie do tych działań. Zresztą każdy papież posiada też pewne duszpasterskie projekty, które okazują się porażką i przechodzą do otchłani historii Kościoła. Wydaje się, że Synod o synodalności będzie czymś takim. Drugim takim „dokumentem” Franciszka, który głęboko mnie poruszył były kazania i przemówienia, jakie papież wygłosił w Polsce w 2016 roku. Zresztą, miałem okazję być na Mszy papieskiej na Jasnej Górze i pomimo już wtedy toczących się sporów w Kościele (i we własnym sercu) doświadczyłem tej wyjątkowości jedności Kościoła „tam, gdzie jest Piotr” i tej radości z obecności biskupa Rzymu tam, gdzie duchowo „pielgrzymuje mój własny Naród”. Podzielę się jeszcze jednym wspomnieniem. Pewien profesor, członek jednej z papieskich instytucji, bardzo ortodoksyjny, podzielił się ze mną kiedyś własnym doświadczeniem: „osobiście papież Franciszek jest niezwykłą osobą, ma przenikliwy wzrok i to, co jest ujmujące, jest to, że jest bardzo autentyczny, jest sobą, co roztacza pozytywny, bo niezamykający serca człowieka – majestat”. Będąc w Polsce papież przemawiał na wiele spraw. Odpowiedział choćby na pytanie, gdzie jest Bóg w sytuacji, w której człowiek doświadcza niewytłumaczalnego cierpienia. Razem z cierpiącym – umierający na Krzyżu! Poruszające były słowa o „zejściu z kanapy”, by żyć odważnie. Także niezwykle poruszyła mnie homilia na temat genealogii Chrystusa. Jedna z najtrudniejszych do skomentowania. Ciągnące się imiona przez kilkadziesiąt pokoleń wstecz dostarczyły Franciszkowi materiału na inspirującą mowę na temat pamięci, przodków, docenienia dziadków w rodzinie. Trzecim punktem dla mnie bardzo ważnym to najgłośniejszy dokument – adhortacja Amoris Laetitia, ale nie ze względu na dyskutowane ustępy, a na całą resztę. Uważam bowiem, że dokument ten posiada bardzo wiele życiowych mądrości i świetnie analizuje samotność młodych ludzi. Od lat brzęczą mi w uszach słowa: „Przekonanie, że jesteśmy dobrzy, tylko dlatego, że „doświadczamy uczuć”, to straszne oszustwo. Są ludzie, którzy czują się zdolni do wielkiej miłości, tylko dlatego, że mają silną potrzebę uczucia, a nie są w stanie walczyć o szczęście innych i żyją zamknięci w swoich pragnieniach” (AL 145b). A także te: „Fakt, że miłość [drugiego] jest niedoskonała, nie oznacza, że jest fałszywa, czy też, że nie jest rzeczywista. Jest rzeczywista, ale ograniczona i doczesna”. Dokument ten jak sądzę, będzie jeszcze towarzyszył w duszpasterstwie rodzin przez kolejne dekady. Ostatnim ważnym dla mnie dokumentem jest list apostolski Patris corde o św. Józefie. Pisał papież: „Jeśli czasami Bóg zdaje się nam nie pomagać, nie oznacza to, że nas opuścił, ale że pokłada w nas ufność i w tym, co możemy zaplanować, wymyślić, znaleźć”. Papież Franciszek na przykładzie świętego Józefa zawarł w liście wiele fragmentów, które mogą być podstawą formowania mężczyzny w XXI wieku. Ucząc go „twórczej odwagi”, akceptowania swojej przeszłości, pisał: „Szczęście Józefa nie polega na logice ofiary z siebie, ale daru z siebie. Nigdy w tym człowieku nie dostrzegamy frustracji, a jedynie zaufanie. Jego uporczywe milczenie nie rozważa narzekań, ale zawsze konkretne gesty zaufania. Świat potrzebuje ojców, odrzuca panów, odrzuca tych, którzy chcą wykorzystać posiadanie drugiego do wypełnienia własnej pustki; odrzuca tych, którzy mylą autorytet z autorytaryzmem, służbę z serwilizmem, konfrontację z uciskiem, miłosierdzie z opiekuńczością, siłę ze zniszczeniem. Każde prawdziwe powołanie rodzi się z daru z siebie, który jest dojrzewaniem zwyczajnej ofiarności” (Patris corde 7e). Na sam koniec chciałbym „zidentyfikować” duchowy testament papieża Franciszka. Nie wiem, „jak długo jego pontyfikat” będzie żywy w Kościele, ale dziś widzę ten testament w sposób poczwórny. Po pierwsze – ostatnia encyklika Dilexit nos. Dokument o miłości ludzkiej i Bożej Serca Jezusa Chrystusa jawi mi się jako Jego duchowy testament, jako „autentyczne otwarcie serca swego przed nami”, jako udzielenie odpowiedzi na pytanie: o co dokładnie chodziło Franciszkowi przez te dwanaście lat. Po drugie – papież umarł w Oktawie Wielkanocnej. Intuicyjnie wydaje mi się, że Tajemnica Zmartwychwstania powinna być postawiona dziś w centrum Przepowiadania, powinna być szczególnym „miejscem refleksji i obecności” wierzących. Po trzecie – jubileuszowy Rok Nadziei, tak potrzebnej nam, a jednocześnie będącej jakąś tajemnicą. W Kościele bowiem sporo się mówi o wierze i miłości. Nadzieja wydaje się wciąż niezgłębiona, ale jak to w historii Kościoła bywa – skoro została dziś wyniesiona na piedestał, XXI wiek będzie czasem nadziei. I po czwarte – choć to kontrowersyjne (pozostawiam do własnej refleksji), odczytuje jako „Boży znak”, fakt, że ostatnim oficjalnym spotkaniem papieża była wymiana wielkanocnych życzeń z wiceprezydentem Stanów Zjednoczonych – J.D. Vance’em. Dziękuję Panie Boże za dar posługi Ojca Świętego Franciszka, „zwykłego człowieka” na niezwykłym urzędzie. Dziękuje Franciszku za te słowa, które mnie zmieniły i nawróciły. Niech dobry Bóg okaże Tobie miłosierdzie i obdarzy Cię życiem wiecznym. Amen. Więcej artykułów autorstwa Michała Kmiecia. Nawigacja wpisu Trump – w stronę wielkiej Polski – M. Kmieć Przekroczyć papieża Franciszka – M. Kmieć