Nieprzewidywalność polityki Donalda Trumpa i rozpoczęcie negocjacji z Władimirem Putinem sprawiło, iż polscy politycy i publicyści (uczciwie trzeba dodać – nie wszyscy) ułożyli biblijną lamentację o Nowej Jałcie. W 2025 roku dla polskiej polityki bezpieczeństwa nie ma innej alternatywy niż Stany Zjednoczone. Sprzeczność części interesów i konieczność realizacji własnych mimo to z Amerykanami, to szansa na długo wyczekiwaną modernizację Państwa Polskiego.

Rozpoczynając pracę nad niniejszym tekstem, zastanawiałem się nieco dłużej nad tytułem. Wpierw chciałem pisać o „Polsce dojrzałej”, ale zawsze śmieszyło mnie używanie tego pojęcia z dziedziny psychologii, gdy słyszałem, że demokracja nad Wisłą jest… niedojrzała (czyli nie taka jak w Niemczech, gdzie politycy się nie kłócą…). Pomyślałem, że chodzi może o „dorośnięcie” Polaków jako wspólnoty politycznej na arenie międzynarodowej, ale Polska nie jest dzieckiem. Co najwyżej niezaradnym dorosłym. Postanowiłem nie pisać także o „Państwie poważnym”, w przeciwieństwie do „państwa z tektury”. Nie oddaje to celów, jakie Polski Naród stawia przed sobą w XXI wieku. Ten jest dokładnie taki, jaki Donald Trump postawił w swej wizji Amerykanom – uczynić Polskę „wielką” (co potwierdza fakt, że gen imperium nigdy nie ginie).

Słuchając histerycznych głosów na temat obecnej działalności administracji amerykańskiej trudno nie odnieść wrażenia, iż część polskiej elity intelektualnej żyła marzeniem przyszłości, w której nic nie miało się zmienić. Wszystko miało trwać (słynny „koniec historii”). Polska miała rosnąć gospodarczo, miała coraz mocniej sekularyzować się, by już do końca stać się Europą Zachodnią, a Amerykanie mieli stacjonować w naszym kraju i odpychać każde zagrożenia ze strony Wschodu na wieki wieków. Amen. Ta wizja nigdy nie była realna, co więcej, nigdy nie nosiła znamion roztropności, cnoty tak przynależącej właśnie do dziedziny polityki.

O ile mnie pamięć nie myli, amerykański głos o możliwym piwocie na Pacyfik i apel o wzmożone zbrojenia w Europie, choć nieśmiało, wybrzmiał pierwszy raz za prezydentury Baracka Obamy. To wtedy, w 2014 roku, jak grzyby po deszczu w Polsce wyrastały książki i podkasty o geopolityce. Przy okazji Polacy uczyli się szkoły realizmu (nazywam to szkołą, bo zestaw twierdzeń realistów nie jest bynajmniej synonimem zgodności z rzeczywistością), uświadamiali sobie ułomność artykułu 5 Traktatu Północnoatlantyckiego oraz potrzebę modernizacji polskiej armii. W tym samym roku Putin zaanektował Krym, a z tego wydarzenia najbardziej zapadł mi minister Sikorski, który zwrócił się do Ukraińców: „podpiszcie porozumienie, albo wszyscy zginiecie1. To wszystko miało miejsce przed dojściem do władzy rządów Prawa i Sprawiedliwości, który wytrwał na tronie dwie kadencje. Obecny rząd „rządzi” już ponad rok. Przeżyliśmy pierwszą kadencję Trumpa, który bardziej stanowczo nawoływał do zwiększenia mocy obronnych Unii Europejskiej. Przeżyliśmy Bidena, za którego kadencji wybuchła (trzy lata temu!) wojna za naszą wschodnią granicą. Tymczasem Frankfurter Allgemeine Zeitung ocenia, iż stan Bundeswehry jest gorszy niż przed agresją rosyjską2.

W płomiennym przemówieniu, nazwanym hucznie – narodowym, Adrian Zandberg grzmiał wobec prawej sceny politycznej, iż ta „tak zachłysnęła się wojnami kulturowymi, iż wspiera rozmontowywanie ładu międzynarodowego, który przez lata gwarantował Polsce pokój”3. To prawda – Polska według statystyk, obok Chin najbardziej zyskała na globalnym ładzie prymatu liberalnej Ameryki. A jednak w tym zdaniu zawarte są nieprawdziwe podteksty. Po pierwsze, polska krytyka działań Trumpa, a także dołączenie do europejskiego sprzeciwu, patrząc realnie, na niewiele się zda. Europa, nie odmawiając jej wcale tego atrybutu, posiada sprawczość w tej kwestii jednak niewielką. Po drugie, upadek prymatu amerykańskiego i możliwość wycofywania się Amerykanów z państw NATO (który na ten moment nie następuje i nie został ogłoszony) był obecny w debacie od lat. Nie jako proroctwo, a jako opis rzeczywistości – ten ład się walił. Prezydent Trump nie jest przyczyną, ale skutkiem. Jako pierwszy powiedział: „sprawdzam” i jak mówi wielu ekspertów, postanowił „zrobić krok do przodu”, zabezpieczając interesy własnego państwa. Polski komentariat i wyrażane poparcie dla Donalda Trumpa nie wpłynęło w żadnym procencie na jego wybór i jego obecne działania! Po trzecie, jak twierdzi Tomasz Wróblewski: nie istnieje dziś żadna siła polityczna, ekonomiczna i militarna, która mogłaby (posiada zdolności) i chciałaby zachować status quo4.

Sentyment do czasów, które mijają, nie zabezpieczy Polski. Trump mówi, ale także i działa. Ten ład, który Polsce służył, się zmienia. Mówienie o tym nie jest radością z nadchodzących zagrożeń dla Polski. Jest stwierdzeniem faktów.

Stąd właśnie uważam, że to szansa na przyspieszony kurs mężnienia polskich elit (naród od lat jest o wiele bardziej przenikliwy i zaradniejszy, niż nasze instytucje). Nie mamy innej alternatywy. Wszystko wskazuje na to, że Stany Zjednoczone postanowiły rozpocząć to, co od lat publicznie mówiły – realizację innej polityki wobec Europy, polityki, która posiada w pewnej części sprzeczne interesy z polskimi. A jednocześnie Polska może zadbać o swoje interesy przede wszystkim we współpracy ze Stanami Zjednoczonymi. Nie ma znaczenia, czy lubimy Trumpa, czy podoba się nam to, co mówi i robi wobec rosyjskiej agresji na Ukrainie. Jak Europa zareagowała przez ostatnie trzy lata? Gdzie są zwiększone wydatki na obronność? Szczyt w Paryżu skończył się bez konkluzji. Łzy bezradności niemieckiego dyplomaty Christopha Huesgena w Monachium są najlepszym obrazem stanu Unii – obraz nędzy i rozpaczy.

To niezwykle ciekawa politycznie sytuacja, która wymaga naprawdę odpowiedzialnych liderów politycznych. Na nasze szczęście, Polska kojarzy się administracji Trumpa bardzo dobrze, sam POTUS ma dobre relacje z naszym Prezydentem. Ewentualny amerykańsko-rosyjski deal ze szkodą dla Ukrainy nie oznacza tym samym końca niepodległości Polski. O ile do tego dealu w ogóle dojdzie, bo pierwszą lekcją, jaką powinny odrobić polskie elity to zachowanie zimnej krwi. Nie sposób ocenić jednoznacznie sposobu negocjacji prowadzonych przez Trumpa. Jest z pewnością transakcyjnym biznesmenem. W jego polityce jest nuta nie tylko realizacji twardych interesów, ale także sentymentów i romantyzmu amerykańskiego (tu mały plus dla Polski). Nadto jest oczywiste, iż dopóki nie podpisze stosownego dokumentu, nic dla niego nie jest zakończone, a wszystko jest otwarte. W istocie nowa administracja posiada bardzo szeroką wyobraźnię. Różne sprzeczne głosy dochodzące w sprawie ewentualnego pokoju za naszą wschodnią granicą są nie tylko słynną „mgłą negocjacyjną”. Trump tym samym mówi do Europy: „jestem elastyczny, wszystko jest możliwe, każdy scenariusz, czekam na wasze pomysły i propozycje”. Niestety, myślenie strategiczne w Polsce, jak i w całej Europie kuleje.

Od kilku lat coraz silniej mówi się w Polsce o „twardym stawianiu warunków”. Więcej w tym fanfaronady niż jasnego artykułowania własnych interesów. Owszem, przez lata polskie media pisały o motywacjach Rosji czy Niemiec, wstawiając do tytułów artykułów wyrażenie: „musimy ich zrozumieć, zrozumieć jak myślą i dlaczego tak działają”, tym samym usprawiedliwiając ich antypolską działalność. Intelektualiści rodzimi z równą swadą omijali szerokim łukiem prezentowanie polskich interesów (których jako elita i jako naród chyba wciąż nie jesteśmy w pełni świadomi), gdyż, jak tłumaczyli: „polska polityka to bagno, irracjonalna i nieprzewidywalna wojna domowa”. To jednak nie zwalnia z realizacji „polskich obowiązków”.

Jak próbuje od pewnego czasu popularyzować think-thank Startegy&Future, do najważniejszych interesów bezpieczeństwa strategicznego Polski należą: wypchnięcie Rosji z architektury bezpieczeństwa w Europie oraz istnienie niepodległej Ukrainy. Nauczony historią ostatniej dekady wiem jedno – „twarde uderzenie w głowę”, jakie serwuje Trump i Vance Europie, jest być może ostatnią szansą na wyrwanie się z marazmu. Strona ukraińska podała, że europejski kontyngent stabilizacyjny powinien liczyć ok. 100-150 tysięcy żołnierzy5. Premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer proponował Trumpowi misję europejskich żołnierzy w liczbie… trzydziestu tysięcy6. Zimny kubeł, jaki wylał amerykański bad guy, w tym przypadku może być dla Polski i Europy korzystny.

Każdy kolejny dzień przyspiesza odejście Amerykanów z naszego kontynentu. Nie wiemy, kiedy to nastąpi. Czy za rok, czy za dziesięć lat, czy za pięćdziesiąt. Równie dobrze, Trump może za chwilę uznać, że Putin chce go wykorzystać i zabunkrować wschodnią flankę NATO (ale na własnych warunkach, nie na naszych).

Każdy kolejny dzień jest jednak także szansą dla Polski, cennym czasem do wykonania wysiłku modernizacji naszych sił zbrojnych, jasnego sformułowania strategii bezpieczeństwa z wyznaczeniem celów: gdzie jako wspólnota chcemy być za dziesięć, dwadzieścia i pięćdziesiąt lat.

Paradoks polega na tym, że Amerykanie wrzucili nas na głęboką wodę, byśmy się nauczyli pływać. Trump nie jest winny temu, iż tej umiejętności jako Europa nie posiadamy w stopniu nas uspokajającym. Gdybyśmy otrzymali kolejną amerykańską kroplówkę nas wszystkich usypiającą, wtedy Zachodnia Europa podpisałaby Nową Jałtę sprawnie, szybko i kosztem nie tylko Ukrainy za kilka lat. Polacy mają nie najgorsze karty w perspektywie dekady. Zainteresowanie, jakie znajdujemy w raporcie przygotowanym przez jeden z trumpistowskich think-thanków Hudson Institute na temat stanu polskiej polityki7, świadczy o tym, że kraj nasz jest przedmiotem zainteresowania za Oceanem. Podstawą polskiego bezpieczeństwa są własna armia i własna, autonomiczna, w pełni świadoma strategia bezpieczeństwa (w tym aspekcie nie brak ekspertów, skąd to zwlekanie Polskiego Państwa?). W perspektywie dekady lub dwóch, jeśli Polska chce utrzymać niepodległość i zwiększyć suwerenność, musi wziąć odpowiedzialność za architekturę bezpieczeństwa w Europie Środkowo-Wschodniej. Nie jako jedyne państwo, ale jako główny architekt. Wymaga to czasu, a ten czas mogą dziś zabezpieczyć Amerykanie.

Droga do „wielkiej Polski” nie wiedzie jednak wyłącznie przez kwestię bezpieczeństwa. Nie ma modernizacji armii bez rozwoju gospodarczego. I tu również wielu ekspertów prezentuje modele gospodarcze, wielkie inwestycje, stawia konkretne cele. W tym aspekcie chciałbym jednak zaznaczyć, iż potrzebujemy twardych liderów politycznych, którzy powiedzą: „nie” Brukseli. Nie będzie rozwoju gospodarczego z Zielonym Ładem (Vance ma pełną rację, gdy nazywa to działanie idiotycznym). Nie będzie rozwoju bez energetyki atomowej, ale i ponownego uruchomienia elektrowni węglowych. Polska elita musi mieć odwagę nie tylko powiedzieć „nie” planom federalizacji Europy i umowie z MERCOSUR (bezpieczeństwo żywnościowe Polski to cel strategiczny i duży atut), ale także musi wyrzucić do kosza wiele europejskich regulacji i nie zapłacić już ani centa za abstrakcyjne kupczenie CO. Połowa państw członkowskich i znakomita większość obywateli Unii czeka na sygnał do wiwatu.

Obok strategii bezpieczeństwa i strategii rozwoju gospodarczego potrzeba… sprawnego państwa, najmniej zmodernizowanego elementu z triady: naród-gospodarka-państwo. Jacek Bartosiak zgrabnie mówi o tym, gdy twierdzi, że III RP się zdelegitymizowała i potrzeba „nowej umowy społecznej”. Potrzeba nowej konstytucji, bo przy takim rozdaniu kompetencji władzy wykonawczej, nasze państwo nigdy nie będzie realizowało skutecznej polityki. Sprawczość – to najważniejsza cecha w czasach dżungli, chaosu wykluwającego nowy ład. Nie tylko polski porządek prawny, ale cały demokratyczny wiatr wiejący na Zachodzie w prawo sprawił, że wszystkie rządy, w których liberałowie zachowali swoje wpływy, stały się bezwładne. Dokładnie tak, jak w Polsce.

Donald Tusk nie jest sprawnym liderem. Podobny jest do administratora danych osobych na internetowym forum, który zachował władzę przesuwania pionków – w swoim rządzie i banowania użytkowników zgłaszających „pretensje do admina”.

Bez nowego rozdania instytucjonalnego, który uporządkuje państwo zgodnie z rzeczywistością: to nie czas na „demokratyczny parlamentaryzm”, ale na nieideologiczną sprawczość w kwestiach rozwoju i bezpieczeństwa; nie będziemy mieć jako wspólnota narodowa odpowiednich narzędzi; narzędzi nie tylko do współkonstruowania przyszłości, ale nawet do odpowiedniego reagowania na teraźniejszość.

Przez ostatnie lata w epoce szału lewicowo-liberalnego nasi rodzimi geopolitycy próbowali uzyskać akceptację dla prymatu spraw bezpieczeństwa w państwie, uznając kwestie kulturowe za nieistotne, za niepotrzebne walki zwaśnionych stron sporu politycznego. Polityka jest jednak złożoną kwestią. Nie będzie modernizacji państwa bez rozwoju gospodarczego, bez nowej konstytucji, wreszcie – bez silnej kulturowo Polski. Zmiany ładu międzynarodowego są również owocem społecznej rewolucji, jaka dokonuje się za Oceanem. Polscy analitycy nazywają ją „konserwatywno-narodową” i choć trudno odmówić im racji, to użycie tych słów uważam za pewien anachronizm, gdyż nowy ład, nowa kultura polityczna, jaka się wykluwa, ma w sobie właśnie coś nowego, coś jeszcze nieopisanego. Tu Polska posiada wielkie atuty. Wielu spodziewało się jedynie jakiejś konserwatywnej korekty demo-liberalizmu, ale mamy do czynienia z wielką przebudową, także kulturową. I właśnie dlatego Polacy bardzo dobrze się kojarzą Amerykanom. Słowa strategów bezpieczeństwa, iż Amerykanie będą dziś „trzymać po prostu z tymi, z którymi im po drodze”8, to nie zapowiedź stawiania na wyłącznie ekonomiczny interes. Zawiera się w tym właśnie także spójność kulturowa z nową administracją.

Być może to najważniejszy element całej układanki – tylko ów „żywioł ognia”, który pociągnie naród – obywateli, jest w stanie wykrzesać siły ducha potrzebne do wzmożonego wysiłku modernizacji państwa, gospodarki, wymiany elit. Tej sprawy nie można bagatelizować.

O ważności jej pokazuje sam Trump, który robi nie mniej wewnątrz USA niż na zewnątrz. To nie przypadek, że Vance mówił o tych sprawach w Monachium, poruszając temat tabu – ochronę życia poczętego i pozdrawiając z szelmowskim uśmiechem Europejczyków: „Niech Bóg wam błogosławi!”. Nie będzie żadnego rozwoju, żadnej modernizacji bez silnej tożsamości Polskiego Narodu. Liberalne wartości są dziś nie tylko powszechnie odrzucane, ale wręcz uznawane za anachroniczne. Polska tętni życiem. To żywioł polityczny, który może wytworzyć nowe elity, które następnie na nim zbudują wielką Polskę. Vance miał sto procent racji w Monachium: „polityka skuteczna i sprawcza opiera się na silnym mandacie społecznym”. Takie są dzieje cywilizacji łacińskiej. Liberałowie nazywają to populizmem, politolodzy: demokracją narodową.

Do wzięcia odpowiedzialności za Polskie Państwo powinni zgłosić się katolicy. Odpowiedzialni liderzy, którzy bez lęku, ale z nadzieją podejmą trud prowadzenia polskich spraw w czasach zamętu i niebezpieczeństw. Nadzieja ożywia ducha, lecz ciało stąpa twardo po ziemi. Nadto wiara chrześcijańska niesie w sobie wartości wspólnotowe spajające naród w czasach zagrożenia. Uczy właściwie pojmowanej ofiarności, nie zamyka serc na międzynarodową solidarność, ale w duchu ordo caritatis twardo mówi: trzeba zapobiec utraty niepodległości własnej Ojczyzny. Kościół wziął na swoje barki Europę, gdy barbaria zalała Rzym, by z powrotem zaprowadzić ją tam, „gdzie prowadzą wszystkie drogi”. Są w Polsce politycy, którzy zachowują zimną krew, widzą związek między bezpieczeństwem i silną tożsamością, nie tracą ducha, lecz mają trzeźwy osąd i śmiałą wizję. Trump nie jest „przelotną, kilkuletnią chwilą”. Takie są wyzwania. Nie płaczmy nad rozlanym mlekiem. Nie myśmy go rozlali. Nie mamy jednak żadnej mocy cofnąć czasu. Z podniesioną głową wykorzystajmy ten cenny „czas chwiejącego się pokoju”, aby wojna do nas nie zawitała.

4 T. Wróblewski, Kiedy globalny bezład staje się prawem #WWR196, Wolność w Remoncie – WEI, 9.01.2025, https://www.youtube.com/watch?v=CVnRJ0vtP6o (dostęp: 20.02.2025 r.), 10:56-11:20.

7 Demoracy in Poland, Hudson Institute, 18.02.2025, https://www.youtube.com/watch?v=-8cNy7g0Sg0 (dostęp: 20.02.2025 r.).

8 Por. T. Wróblewski, dz. cyt., 29:29-29:35.

 

Więcej tekstów tego Autora