Nie da się ukryć, że Kościół jest pogrążony w głębokim kryzysie. I nie mówię wcale o aferach pedofilskich, które choć budzą zrozumiały gniew, żal i niezgodę wiernych nie są największym szkieletem w kredensie na zakrystii. Te przestępstwa są jednym z objawów kryzysu i zachowując głęboki wyraz współczucia dla ofiar oraz podzielając ich pragnienie sprawiedliwości muszę mimo wszystko powiedzieć, że nie jest to najpoważniejszy problem Kościoła w XXI wieku.

Otwarta na oścież zagroda.

Ponieważ sam boski założyciel Kościoła, Jezus Chrystus mówiąc o nim stosował metaforykę pasterską, ośmielę się jej użyć. Otóż o współczesnym Kościele można mówić jak o owczarni, której pasterz otworzył zagrody i uznał, że owce same najlepiej się poprowadzą, z kolei wszelkiej maści wilcy, będące wszakże ssakami zasymilują się z trzódką. Generalną zaletą metafor jest to, że można wyrazić pewne zjawisko, nawet złożone i skomplikowane, prostszym i lepiej trafiającym do odbiorcy językiem. Tutaj chciałem powiedzieć, że kler nas opuścił. Rzecz jasna księża wciąż pełnią posługę w parafiach, sprawują Msze Święte, czasem nawet spowiadają. Nie da się jednak nie odnieść wrażenia, że scedowali obowiązek przewodniczenia wspólnocie wierzących… samym wierzącym.

Pasterze chowają się gdzieś w cieniu i choć są Kościołem nauczającym oddają pola Kościołowi nauczanemu. W pewnym sensie może to znaleźć uzasadnienie, gdy mówimy o sytuacji, w której wierni zgłaszają swoim kapłanom „zapotrzebowanie” na szczególne nabożeństwa, adoracje, albo dodatkowe katechezy dla dorosłych. Jednakże dzisiaj mamy do czynienia raczej ze zjawiskiem, w którym wierny jest jak klient, który żąda by Kościół dostosował się do jego standardów. Utyskiwanie na etykę seksualną, na nauczanie o rodzinie (i tak okrutnie zaszlachtowane w ostatnich latach), to przykłady które przychodzą mi jako pierwsze do głowy. Mówiąc ogólnie i szeroko, Kościół nie jest już przeciwnikiem świata, a szuka kolejnych sposób na pojednanie się z nim. Ze strażnika Tradycji i obiektywnej prawdy sam przesunął się do jednego z wielu „dostawców” religijnych czy etycznych systemów, prowadząc – nie do końca wiadomo po co – dyskusje międzyreligijne, dialogi ekumeniczne czy wreszcie celebrując Dni Islamu i Judaizmu, które nie znajdują przecież analogicznej odpowiedzi u przedstawicieli tych religii. Wręcz przeciwnie, katolicy na Bliskim Wschodzie mogą spodziewać się prześladowań ze strony żydów czy muzułmanów. Trzeba mieć znaczne pokłady dobrej woli, żeby nie zobaczyć ducha kapitulanctwa w działaniach współczesnego Kościoła, albo wręcz całkowitego przekreślenia ponad dwóch tysięcy lat rozwoju doktryny. Stawia to katolików stanu świeckiego w ciężkim położeniu. Z jednej strony jesteśmy zobowiązani sami pielęgnować naukę wiary i praktyki religijne, problem pojawia się jednak wtedy gdy sięgniemy do dzieł o duchowości, katechizmów czy mszalików sprzed ostatniego Soboru i znajdziemy tam treści stojące w kontrze do tego co znamy dzisiaj. I dalej problem ten pogłębia się, kiedy udamy się do księży z prośbą o wyjaśnienie, bo albo sam kapłan nie będzie znał odpowiedzi (współczesna formacja seminaryjna pomija te kwestie, o czym mówią niektórzy tradycyjni kapłani) lub zbędzie nas karkołomnym wyjaśnieniem i wytartym bon-motem o hermeneutyce ciągłości. Tylko jaka jest ciągłość między żywotami męczenników, którzy ginęli w okrutnych mękach a wspólnymi modlitwami z duchowymi potomkami ich oprawców, albo gdzie ta ciągłość objawia się w deklaracji z Abu-Zabi? Wilki krążą pomiędzy owcami, a pasterze albo tego nie widzą, albo brakuje im odwagi, żeby je przegonić.

In hoc signo vinces [tłum. „pod tym znakiem zwyciężysz”]

Problem, o którym napisałem w powyższych akapitach rozciąga się poza kwestie eschatologiczne i czysto-religijne. On rodzi konsekwencje w życiu politycznym. Dla sił prawicowych i konserwatywnych Kościół zawsze był ostoją prawdy i moralnym drogowskazem. Był kuźnią charakteru i pocieszycielem w chwilach zwątpienia. Wielu odważnych i ideowych ludzi dążyło do budowy Wielkiej Polski, albo odbudowy świata zachodu, z krzyżem w ręku i sercu. I Kościół pielęgnował te postawy, będąc przechowawcą Tradycji, jej strażnikiem i wychowawcą Narodów. Dzisiaj jednak prawica jest jak opuszczona przez swego pasterza owca, który woli przekonywać wilki do lekkiego powściągnięcia apetytu, bądź względnie stara się namówić owce do komitywy z wilkami i niezważania na ich śliniące się pyski. Pamiętne Strajki tzw. Kobiet sprzed kilku lat były bolesnym doświadczeniem, w trakcie którego prawicowcy broniący kościołów przed tłuszczą, nie zawsze mogli liczyć na wsparcie kleru. Niekiedy wręcz byli przepędzani przez kapłanów, być może przerażonych wizją nagłówków liberalnych mediów, oskarżających Kościół o bratanie się z „faszystami”.

Więcej tekstu pod filmem

A co z kościelną organizacją charytatywną Caritas, zaangażowaną w budowę Ośrodków Integracji Cudzoziemców i Migrantów? Czy mało nam doświadczeń zachodniej Europy? Czy chcemy by i u nas doszło do dezintegracji resztek wspólnoty narodowej, wdarcia się fałszywej religii w przestrzeń publiczną? To już nawet nie podcinanie gałęzi na jakiej się siedzi, a zaplątywanie na niej sznura i przymierzanie go na własną szyję. Kwestie doktrynalne, czy raczej rozluźnienia doktryny, także zbierają swe żniwo. Ludzie chadzający do Kościoła na zachodzie nie wierzą w Realną Obecność. Ale czy u nas praktyki religijne są częstsze? Czy katolicy są pouczani o powinnościach stanu, grzechach zaniedbania?

Gdy swego czasu ksiądz Chmielewski publicznie przypomniał o karze Piekła rozpętała się wokół niego burza medialna i to również ze strony publicystów tzw. katolickich. Te i inne przypadki wśród prawicowców budzą oczywisty smutek i ból porzucenia, który w skrajnej sytuacji może przerodzić się w odrzucenie Kościoła jako moralnej przystani i latarni ruchów konserwatywnych, narodowych i kontrrewolucyjnych. Nasza apostazja z kolei będzie już tylko przypieczętowaniem sukcesu ruchów liberalno-lewicowych.

Co czynić?

Czy jesteśmy już pogrzebani? Nie. Choć kryzys Kościoła trwa i sieje chwasty, pszenica wciąż kiełkuje. Mamy wielu kapłanów wiernych Tradycji i niezmiennemu nauczaniu Kościoła. Na nas spada obowiązek cięższej pracy nad samym sobą, oraz poszukiwania tych wiernych kapłanów, którzy wypełniają wiernie swoje powołanie. Niejeden kryzys wiary widział świat. Z niejednego Bóg wyprowadził nas obronną ręką. A to co było święte i korzystne dla poprzednich pokoleń nie traci na swojej wartości tylko dlatego, że kustosz strzegący skarbu przysnął na warcie. Pamiętajmy, że Kościół nie jest tylko powiernikiem jakiejś dobrej nauki, która nadaje naszemu życiu teoretyczne ramy. Wierzę głęboko, że jest przede wszystkim Mistycznym Ciałem Chrystusa, a to rodzi swoje konsekwencje. Będąc żywą cząstką tego Ciała, udziela nam się Jego życie, a przez to siła do działania.

Więcej artykułów autorstwa Piotra znajdziecie pod linkiem.