I ujrzałem niebo nowe i ziemię nową, bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły, i morza już nie ma. I Miasto Święte – Jeruzalem Nowe ujrzałem zstępujące z nieba od Boga, przystrojone jak oblubienica zdobna w klejnoty dla swego męża. I usłyszałem donośny głos mówiący od tronu: «Oto przybytek Boga z ludźmi: i zamieszka wraz z nimi, i będą oni Jego ludem, a On będzie „BOGIEM Z NIMI”. I otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już [odtąd] nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły». I rzekł Zasiadający na tronie: «Oto czynię wszystko nowe». I mówi: «Napisz: Słowa te wiarygodne są i prawdziwe». I rzekł mi: «Stało się. Jam Alfa i Omega, Początek i Koniec. Ja pragnącemu dam darmo pić ze źródła wody życia. Zwycięzca to odziedziczy i będę Bogiem dla niego, a on dla mnie będzie synem (Ap 21, 1-7).

Gęsty to tekst. Tym głównym przesłaniem, jakie w nim odnajdujemy, jest nowość, nowość życia. Teksty te przewijają się w liturgii Triduum Paschalnego i chyba słusznie nowe życie kojarzymy z rzeczywistością, o której tak dużo w polskim Kościele na co dzień się nie mówi, rzeczywistością Zmartwychwstania, która jest naszym udziałem także tu na ziemi. O wiele więcej mówi się o Krzyżu i moim zdaniem słusznie. Tajemnica Zmartwychwstania jest o wiele bardziej intymna. Spotkanie ze Zmartwychwstałym wydaje się o wiele bardziej osobiste. Prawdą jest jednak, że trochę za mało myślimy na co dzień tajemnicą zmartwychwstania, o której św. Paweł mówi, iż gdyby jej nie było, daremna byłaby nasza wiara (1 Kor 15, 17).

Muszę jednak przyznać, że motywacją do tej refleksji była niezwykle życiowe wydarzenie. Wyobraźmy sobie sytuację, którą, jak sądzę, większość dorosłych ludzi doświadczyła w różnej intensywności. Pojawia się w życiu jakieś dobro, wspólnota, stowarzyszenie, paczka przyjaciół, miejsce pracy – w którym panuje niezwykle braterska atmosfera zrozumienia, cierpliwości, pomagania sobie, życzliwości. Czas mija. Zmieniają się zewnętrzne okoliczności, które wpływają na tę wspólnotę. Ktoś odchodzi, ktoś nowy przychodzi, nowy także w znaczeniu niewpasowania się w tę tradycję braterskiej miłości, bo ona tak mocno stała się udziałem codzienności jej członków, iż wydaje się, że zawsze tak było. Jednym słowem z dnia na dzień, mówiąc po ludzku, to co jest dobre, zaczyna się psuć. Dochodzi do coraz większych konfliktów. I nagle: bum! Budzimy się ze zrozumieniem, że to, co było – przeminęło, a to, co jest – nam się nie podoba. Budzimy się w sercu z ogromną tęsknotą, aby – było tak, jak dawniej. Naturalnym odruchem człowieka jest wytrwała praca nad przywróceniem tego dobra, które tracimy lub utraciliśmy. Próbujemy nazywać to odnową i zanim zrozumiemy, iż nie ma prostych powrotów, że nawet jeśli uda się nam przywrócić w pewnym sensie to, co dawne (a samo w sobie nie jest to z gruntu złe, bo po pierwsze – odwołujemy się do realnego dobra, które było, a po drugie, sam Chrystus mówi, że „dobry ojciec wydobywa ze swego skarbca rzeczy stare i nowe” [Mt 13, 52]), to, to co dawne, jest jednocześnie nowym. Benedykt XVI nawiązując do starożytnych koncepcji czasu, nauczał, że czas liniowy, a więc biegnący do przodu, nie wyklucza się z czasem cyklicznym, czasem, który się powtarza. Czytałem niegdyś amerykański komentarz1 do teologii ciała Jana Pawła II, który wyjaśniał, że Papież Polak nie prowadzi typowo rzymskiego komentarza, gdzie każdy rozdział wynika z poprzedniego i prowadzi do nowych wniosków, lecz wciąż wraca do tych samych miejsc, ale przygląda się im z innego punktu widzenia, co można przyrównać (wydaje mi się to najtrafniejszym opisem tego, co „stare i nowe”) – do wspinaczki po kręconych schodach. Tak jak rok liturgiczny, który prowadzi nas tymi samymi ścieżkami, a jednak zawsze inaczej, bo my sami jesteśmy w innym miejscu.

Dlaczego o tym mówię? Chociaż w Bożych planach możemy być wezwani do obrony tego, co było, myślę, że w naszej codzienności, musimy zmierzyć się z inną pokusą, pokusą pozostawienia właśnie tego, co przeminęło, a otwarcia się na to, co nowe, na to, co przychodzi z Góry. W istocie Opatrzność Boża, nawet jeżeli to my – ludzie zepsuliśmy coś dobrego, nie jest skrępowana, może nam podarować nowe życie, nowe dary, nowy świat. Jak trudno pokonać w sobie tę pokusę? Obserwuję to na co dzień. Pojawiają się wtedy pomysły: odwołajmy się do założycieli, którzy stworzyli tak wspaniałą wspólnotę… tylko często połowa jej członków nawet ich nie znała. Albo: najważniejsze, by utrzymać jedność między sobą, tak jak dawniej, gdy potrafiliśmy się dogadać, ale… znów, połowa obecnych członków wcale nie działała w tym modelu, a okoliczności, poglądy ludzkie, mody kulturowe zmieniają się na tyle, iż nie zawsze da się wszystkich ze sobą pogodzić, wypracować wspólne stanowisko. Może dziś się nie da? Przypomina mi się ostatni odcinek serialu o świętym Augustynie, gdy u wrót Hippony stoją hordy barbarzyńców2. Doktor Łaski mówi na placu, że możliwe, iż starego rzymskiego świata nie da się już utrzymać, że trzeba się otworzyć na nowe. Czy będzie lepsze? Zapewne będzie gorsze, ale przede wszystkim będzie inne. Przestrogą powinno być dla nas zachowanie rzymskich żołnierzy, którzy odrzuciwszy wypracowany wcześniej przez Augustyna pokojowy sposób oddania miasta i przeżycia jego obywateli, stają do walki i giną, sprowadzając na Hipponę jej zagładę. Przeszłość i historia jest potrzebna. Nie podobna zmierzać do celu, nie wiedząc, skąd się przybywa. Życie w Chrystusie nie jest jednak rekonstrukcją, nie jest sentymentem. Tradycja jest czymś z natury żywym, a nie martwym. Chesterton mawiał: „Uważacie, że chrześcijaństwo jest martwe, dlatego naturalnie idziecie oglądać chrześcijańskie opactwa. Ja jednak sądzę, że chrześcijaństwo jest wciąż żywe i mogę iść oglądać chrześcijańskie tramwaje”3. Chrześcijańskim jest nie tylko otwarcie się na nowe, ale wręcz gorliwe pragnienie tej nowości.

Z jednej strony zmagamy się z tą pokusą powrotu do tego, co było. I dlatego właśnie nie możemy spotkać Chrystusa Zmartwychwstałego. Pamiętacie trzy kobiety, które udały się pierwszego dnia tygodnia do Grobu, by namaścić Chrystusa (Mt 28, 1-8)? Po anielskim zwiastowaniu: „nie ma Go tu” – pośpiesznie oddaliły się od grobu i… wtedy Go spotkały. Bo Chrystus nie leży w grobie naszych marzeń, naszej ułudy, naszych rozczarowań, w grobie naszego przywiązania. On jest Panem naszego życia, to za Nim powinniśmy iść. Okazało się, że jest zupełnie gdzie indziej. W Galilei, tam, gdzie wszystko się zaczęło, a więc ten początek się tu pojawia, choć w zupełnie nowy sposób. Nie zamierzam nikogo przekonywać, że „historia nie jest nauczycielką życia”. Pragnienie nowości wiąże się tak ściśle z obietnicą Chrystusa, o której prorok Ezechiel mówi do nas podczas każdej Wigilii Paschalnej: „I dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała” (Ez 36, 26). Bóg jednak tę nowość nie zawsze ofiarowuje nam od razu. Przeciwnie, wydaje się tak po ludzku, iż jako ludzie musimy przejść drogę rozczarowania, poczucia straty, a nawet bezradnej walki o przywrócenie tego, co było, aby nie tyle zasłużyć na nowość, ile by dostrzec tę rzeczywistość, która się dzieje. Są sprawy, które po ludzku muszą się przeminąć, przejść przez nasze życie. A nowe już jest, ale ogarnia nas przygnębienie, smutek, zniechęcenie. Często nie wiemy gdzie iść, co począć. Wyrażamy pretensje do Stwórcy, że nie pomaga, że mógłby wreszcie raz na zawsze wszystko uporządkować, wskazać konkretnie drogę. Ta nowość życia, jak mówię, jest często już obecna, ale jej nie chcemy. Wściekamy się także na siebie, że w to życie to tak nie potrafimy, że wciąż jesteśmy nie do końca ogarnięci, niedojrzali4, a tu coaching i samorozwój oskarża z każdej strony. Bóg jest Samym Życiem. Zmartwychwstanie to powstanie do życia. Życia tego obok nas, tego realnego. Takim przełomowym momentem życia wiarą, życia tajemnicą zmartwychwstania jest oddanie Bogu swej fantazji na temat tego, kim chcielibyśmy być, swoich marzeń, swoich pomysłów. One są częścią człowieka, ale, myślę, że znacie takie osoby, które nabierają jakiegoś niebywałego dynamizmu życia, sprawczości, gdy porzucają życie dla wielkich idei, na rzecz życia tu i teraz, codziennością małych spraw, które zależą od jego pomysłowości, wolności, troski o innych. Otwiera się portal do rzeczywistości. Chrześcijanie są odpowiedzialni za smak realności życia. Ta proza codzienności o wiele lepiej smakuje, gdy ją przyjmujemy. Rodzi to w nas także świadomość bycia zwykłym człowiekiem. Nie ważniejszym od innych, ale nie mniej ważnym. Ważnym dla Boga. Wyrywa tym samym kontekst rzeczywistości z intymnej relacji ja-Bóg5. Bóg ma plan na nasze życie i trzeba przyznać, że niekoniecznie przejmuje się opinią innych na ten temat, czy modnymi trendami w świecie. Tu stoimy na początku drogi posłania chrześcijańskiego.

Bóg Jest Tym, Który Jest, choć tak często Go nie zauważamy w naszym życiu, przywiązani kurczowo do swoich koncepcji i pomysłów na świat i własne życie, modlimy się wciąż o rozeznanie, z poczuciem pustki i bezsensu w swym sercu. A przyszłość przychodzi, jak to się mówi – z boku, niezauważalnie, bez wielkich znaków, nagle. Są takie rzeczy w życiu, o które się nie staramy, a które otrzymujemy i okazują się kluczowe dla naszego życia, takiego, jakim jest tu i teraz. Prof. Jan Grosfeld, na którego wykłady miałem niegdyś okazję uczęszczać, mówił, że chrześcijaństwo dokonało u swego zarania społecznej rewolucji seksualnej. Układ: ojciec-matka-dziecko, wywrócił do góry nogami, na znany nam dziś: dziecko-matka-ojciec. To była rzeczywiście rewolucja, ale Boża, nic nieniszcząca, dla wielu nawet nie odczuwalna, niezauważalna. Są takie rzeczy w życiu wierzących. W istocie jak sądzę, żyjąc w przyjaźni z Chrystusem, co rusz doświadczamy tej nowości życia, lecz nie jesteśmy tego świadomi. Oczywiście, misterium paschalne aż do dnia śmierci staje się udziałem naszej codzienności na stałe. Każdy z nas doświadcza Wielkiego Piątku – krzyża i cierpienia. Każdy z nas doświadcza Wielkiej Soboty – poczucia bezradności, śmierci czegoś w nas, pustyni. Każdy doświadcza nowości Poranka Zmartwychwstania. Mogą to być sprawy, które przemijają. Coś, co było naszym krzyżem, mogło się stać naszym grobem, a potem przeminąwszy być miejscem naszego odrodzenia. Są też takie sprawy, które trwają wiele lat albo i całe życie, jakiś krzyż, jakaś słabość, jakaś stała motywacja, będąca motorem napędowym naszego życia, wiecznie młodym, tętniącym życiem, zjednoczonym w Bogu. By dostrzec nowość życia, tu na ziemi, musimy uświadomić sobie i uwierzyć, że Tajemnica Zmartwychwstania jest istotną częścią naszego życia. I że naprawdę w naszym życiu ta tajemnica się uobecnia.

Zakończyliśmy okres Narodzenia Pańskiego. Chrystus rodzi się w świecie, w którym prawie nikt na Niego nie czeka. Oto jeszcze kilkadziesiąt lat wcześniej świat pochłonięty był w wojnach. Republika Rzymska upadała. Żydzi, walcząc o niepodległość, nie mogli oddawać czci Bogu w Świątyni. Chrystus jednak rodzi się w sytuacji względnego ziemskiego pokoju. Oktawian August posprzątał sprawy wewnętrzne już Cesarstwa. Żydzi cieszyli się względną wolnością religijną. Słowem – czasy zamętu takie, jakie były jeszcze niedawno, przeminęły. Chrystus jednak i tak się rodzi, i tak przychodzi. Bez względu na to, czy na Niego czekamy, czy nie6. Mówi się też często: że Bóg przychodzi za późno, to znaczy, nam się wydaje, że jest za późno. Prawdę o Bogu, wypowiedział filmowy Gandalf, gdy rzekł, iż czarodziej: „nie przybywa ani za wcześnie, ani za późno, lecz dokładnie wtedy, kiedy ma przybyć”7. Przybywa po ludzku może za późno, może wtedy, gdy Go nikt nie potrzebuje, w najmniej spodziewany sposób, co nie oznacza, że w sposób nieskuteczny.

Jak trudno nam się zgodzić, by Bóg zabrał to, co dał, mówiąc Hiobem, dając nam coś nowego (Hi 1, 21). Gorszego? Innego? Na pewno także coś lepszego. Jak mówi o. Adam Szustak, często karmimy trupa8. Żyjemy przeszłością, wciąż wracając do zdjęć, filmów, notatek – czegoś, co już obiektywnie nie ma. Są takie kryzysy, które są uzdrowione, a są takie, które prowadzą do śmierci, tego, co wydaje się, że nie ma prawa w nas umrzeć. A jednak umiera. Życie w grobie to najlepszy sposób na katastrofę życiową, na zamknięcie się na nowe dary, które już w naszym życiu działają. Nikt bowiem „nie wlewa młodego wina, do starych bukłaków”, aby młode wino ich nie rozerwało (Mt 9, 17). Potrzeba porzucenia tych bukłaków. To nasza decyzja. Bóg szanuje naszą wolność. To jest ta niesamowita tajemnica Chrystusowego daru, tego tajemniczego, niepojętego splotu naszej wolnej woli, która zbiega się z Jego Planem na nasze życie, z wszechmocą Opatrzności. Zamiast „zostawić umarłym, grzebanie umarłych” (Mt 8, 22), budujemy coraz większe mury, które mają nas uchronić przed ostatecznym zwycięstwem nowego życia. „Kto jednak przykłada rękę do pługa, a wstecz się odwraca, nie jest godzien Królestwa Bożego” (Łk 9, 62). Jest taka piękna scena w filmowej ekranizacji trzeciej części Władcy Pierścieni – Powrót Króla9. Czterech hobbitów odzianych w szaty rycerzy zachodnich królestw wjeżdża z uśmiechem do Hobbitonu. Oto powrócili do swojej ukochanej ojczyzny. Po chwili jednak wznosząc piwny toast w pubie, patrzą po sobie ze wzrokiem utraty i pewnych ran. Tyle przeżyli, tyle przeszli i to rzeczy, których otaczający ich współziomkowie nie zrozumieją, nawet się nimi nie zainteresują. I chociaż celem wędrówki było zniszczenie Pierścienia i powrót do uratowanego domu, to jednak okazała się ona także niezwykłą przygodą, która… się skończyła. A teraz, rozpoczęło się życie, te sprzed podróży, która okazała się drogą do dojrzałości, głęboko zmieniającą ich samych. Po głębokim łyku Samwise Gamgee spostrzega Różyczkę Cotton, zwiastunkę nowego życia, umiłowaną jeszcze sprzed zwycięstwa nad złem, które uformowało go na tyle, iż bez namysłu rusza do przodu, przyjmując dar nowego życia, który od razu udziela się także pozostałym towarzyszom.

Jest coś uderzającego w tym śnie świętego Józefa, w którym Anioł wzywa, go: „by nie lękał się przyjąć Maryi, albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło” (Mt 1, 20). 23 stycznia obchodzone jest, aczkolwiek tylko w nielicznych sanktuariach św. Józefa, święto Zaślubin Józefa i Maryi. Niegdyś obecne w niektórych wydaniach Mszału Rzymskiego, nigdy nie upowszechniło się na tyle, by zostało wpisane na stałe do kalendarza liturgicznego. To święto upamiętniające nowość życia Józefa i to nowość, której nikt z nas nie doświadcza, pozostawienia właściwie wszystkiego, co znane i chciane, na rzecz Bożych darów. Wydaje mi się, że jest w tym bardzo ciekawa intuicja, ta noc wyboru nowości, jest bardzo osobista, tak jak spotkanie ze Zmartwychwstałym, nie dokonuje się na oczach tego świata. Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił Anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie (Mt 1, 24).

W święto Zaślubin św. Józefa z Najświętszą Maryją Panną

23 stycznia 2025 roku

Sprawdź inne artykuły tego autora

1 M. Waldstein, Sens ciała. Wokół filozofii seksualności Jana Pawła II, Warszawa 2012.

2 Święty Augustyn [serial], odc. 5 „Państwo Boże”, reż. C. Duguay, Rai Uno, 2010.

3 G. K. Chesterton, Drzewa pychy i inne opowiadania, Warszawa 2016, s. 121.

4 Zob. A. Szustak OP, NV [#515] Boże, jak mi się nie chce…, https://www.youtube.com/watch?v=U3TI3aFZS78 (dostęp: 18.01.2025 r.).

5 Zob. D. Wojda, ZAPRAWA [Łk 3, 15-16. 21-22] Jak znaleźć MISJĘ?, https://www.youtube.com/watch?v=UqlNbCSNOe0 (dostęp: 18.01.2025 r.).

6 Zob. S. Hiżycki OSB, Bóg leczy historię i nasze życie (Uroczystość Narodzenia Pańskiego. Msza w nocy), https://www.youtube.com/watch?v=foYyjzUEXj4 (dostęp: 18.01.2025 r.).

7 Por. Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia, reż. P. Jackson, New Line Cinema, 2001.

8 Zob. A. Szustak OP, CNN [#284] Nie karm trupa!, https://www.youtube.com/watch?v=_d1ToQt5iTQ (dostęp: 12.01.2025 r.).

9 Por. Władca Pierścieni: Powrót króla [film], reż. P. Jackson, New Line Cinema, 2003.